Spontanicznie, dla odmiany od pisania pracy licencjackiej po angielsku (tak, piszę ją teraz, na tydzień przed deadlinem), weszłam tu napisać parę słów aktualizacji z mojego życia.
- Holandia wcale nie jet taka różowa, w pracy jest wyzysk, a ludzie bywają podli, bezczelni i żałośni (to akurat nie nowość)
- najfajniejsze co tu jest do roboty to jazda rowerem po okolicy w ładną pogodę, nawet jak cała ta wiocha zalatuje kupskiem
- przeszłam już odstawienie leków i związane z tym skręty żołądka, randomowe bóle brzucha, zamglenia i zawroty głowy, jest git
- ostatnie moje dwa dni wyglądały tak, że wstaję po dziesiątej, jem śniadanie i zabieram się po jedenastej do pisania licencjatu, w międzyczasie coś przekąszę i czymś popiję, ale tak to siedzę z dupą na materacu i cisnę na laptopie godzina po godzinie, około 19-20 idę na pół godziny-godzinę na rower i połapać pokemony (jeszcze całkiem jasno o tej godzinie - to też nie nowość), wracam pisać, gdzieś po jedenastej Dominik już zasypia, a ja piszę tak średnio jeszcze z dwie, trzy godziny. A potem spać, i rano wstać i replay.
- a propos replay, moim ulubionym zespołem obecnie stał się Nothing But Thieves, słuchanie ich to dosłownie moje ulubione zajęcie przez ostatnie trzy dni - i to jest niezła nowość.