sobota, 24 września 2022

Urlop z/do d.py

Może najpierw pozytywne aspekty tego "urlopu", żeby zacząć "z górki". 
Kilka chwil w pięknym, spokojnym lesie z bardzo czystym, pysznym powietrzem. Bardzo dobre obiadki w litewskiej karczmie - kartacze i rosół z kołdunami. Spacer po Augustowie, kaczki nad Czarną Hańczą, goferek z owocami na rynku w Białymstoku. A, no i jeżdżenie bardzo, bardzo fajnym wypożyczonym volvo.
Na resztę, dla odmiany, można by już tylko narzekać, i jakbym już zaczęła, to objętościowo mogłoby to być i z dziesięć razy obszerniejsze niż wymienianie pozytywów, niestety. Najlepsze, co mogę, to może nie narzekać, a raczej obiektywnie wymienić, co działo się poza tym.
Cały wyjazd włącznie z pożywieniem, paliwem i przyjemnościami typu smakołyki czy alkohol (nie ja, oczywiście) wyniósł pewnie grubo z kafel, takie wszystko drogie. 
Nocleg darmowy, ale, można powiedzieć, adekwatny do ceny, bo w lokalu nieużytkowanym przez nikogo na porządku dziennym, co wiąże się z powitaniem przez kurz, pajęczyny, pająki i smród stęchlizny. Przez jakiś czas była bieżąca woda, ale trzeba było zakręcić, bo przez jedną noc zalało pół łazienki i jak za starych (nie dobrych...) czasów trzeba było wszystko wycierać starymi szmatami. 
Z pozostałych "luksusów" była jeszcze nagrzewająca farelka, czajnik elektryczny (chociaż woda niedobra) i spanie w całkiem porządnych śpiworach (niestety na niewygodnej wysłużonej kanapie). 
Z innych atrakcji podczas spania tam to chrapanie, bąki i alkoholowe opary ze strony osoby towarzyszącej, smród z kibla niespłukiwanego w związku z zakręceniem wody oraz z worów śmieci niewyrzuconych po poprzednich pobytach (wory w kącie w "kuchni", ale brak drzwi między pomieszczeniami, przez co zalatywało), oraz, a jakże, latanie upierdliwej muchy. Poza tym, jakby było mało, przyplątał mi się katar (co za tym idzie, utrudnione spanie na boku, bo jedna dziurka się zatyka, a z drugiej cieknie), ból pleców (czyli spanie na nich też niewygodne), oraz nie puszczająca od kilku tygodni już tkliwość piersi, przez co spanie na brzuchu to też bolesność. 
I jak tu nie narzekać? Można to wszystko wymieniać niby obiektywnie, bez utyskiwania, a i tak opis wychodzi żałosny i zniechęcający. Doszłam do wniosku, że w ogóle ten wyjazd to był jeden wielki błąd, tylko obciążenie psychiczne i strata czasu oraz pieniędzy. No tak, bo ciągle jeszcze ten jego głośny, uporczywy kaszel. Wiem, że niespecjalnie, że to chorobowe, ale do cholery, ile można. Słuchanie tego kilkaset razy przez całą dobę naprawdę wpędza takiego mizofona jak ja w kurwicę i obraca taki bieda-urlop w gówno. 
Powinien był jechać sam, a ja bym pochodziła sobie do pracy, przynajmniej zarabiając hajs zamiast go wydawać (nie rozgrzebując już tematu, że i tak z tego co zarobię, to większość idzie na czynsz, reszta na paliwo czy zakupy spożywcze / domowe, a dla mnie samej zostaje praktycznie guzik z pętelką). 
A teraz jakże miła perspektywa spania znowu po drugiej stronie łóżka, w zatyczkach do uszu, wydmuchując zajebany nos co parę minut. 
Nie chce mi się już pisać.