Dalej mnie zapytał, czy jestem z Warszawy, co polecam do zobaczenia tu. Przeszliśmy się kawałek razem, był naprawdę miły. Jestem i tak dumna z siebie, że udało mi się z nim w miarę na luzie zamienić parę zdań.
Poszłam potem do tej pracy, a on gdzieś w swoją stronę, ale przez ułamek sekundy poczułam, że może nie powinien sobie iść. Teraz po paru godzinach też czuję taką irracjonalną tęsknotę. Ale jak to sobie wyobrażam, że on by nie poszedł sobie, ani ja bym nie poszła do pracy, i co by się niby stało? Tego przecież też bym chyba nie chciała. W końcu nie zatrzymałam go, dałam odejść i sama poszłam dalej. Ale jednak przez ten krótki moment zawahałam się.
To raczej posmak jakiegoś innego życia, poczucie, że mogłabym być kimś całkiem innym i byłoby to dużo cudowniejsze, tak mnie nabrał. Podobnie, jak przy słuchaniu niektórych piosenek czy w ogóle, jak wyobraźnia poniesie pod wpływem innych bodźców, głównie artystycznych, takich trafiających w moją wrażliwość. Tak już mam i dobrze o tym wiem. I to dobrze, i źle.
Ktoś mógłby powiedzieć, że w dupie mi się poprzewracało. Może byłoby w tym trochę prawdy.