poniedziałek, 12 września 2016

O, Życie, kocham cię nad życie

I faktycznie tak jest! Proszę wyobrazić sobie, mieszkanie jakbym już miała swoje, a przynajmniej czuję się prawie tak, w dodatku sama zupełnie daję radę chodzić na zakupy i w ogóle. Tylko te upały jakie teraz, klękajcie narody! Ale to ma zwietrzeć jakoś za tydzień.
Naprawdę jest dobrze i radzę sobie. Może te medykamenty też pomagają. Jakkolwiek jeszcze nie idealnie by było, to przynajmniej panuję nad tym - nie powala mnie coś strasznego nagle, o nie. Najwyżej chwilowo coś tam jeszcze wibruję, ale wypracowałam sobie już drogę, by wygaszać to w zarodku. I póki co się udaje!
To niesamowite. Czuję się jak w domu w tym cudownym mieście.
A, no i to pierwszy wpis, który zaczyniam tutaj, w swym przytulnym pokoiku! Jedyny dylemat, żebym teraz tylko na studiach dała radę. Zajęcia, obowiązki, towarzystwo, znaczy się. Czyli najważniejsze: ograniać organizację. Ha, no i pieniędzmi szafować rozważnie, ale przecież jestem nader oszczędna.
A na ścianie wiszą: Kate, Damon, Brian, Kevin, Alecia i Eddie. Moi kochani! Pewnie to dlatego też tak jak u siebie czuję się w tym pokoju. Trzeba tylko mieć świętą cierpliwość do pani, z którą mieszkam, ale iż mieszka się i tak dobrze, to kłopotu to nie stanowi żadnego. A co mówi do mnie najczęściej ta kobieta, która ma za sobą już osiemdziesiąt sześć wiosen, a w moim wieku była w roku 1949?
Rób tak, żeby tobie było dobrze. 
I coś w tym musi być, mądrość poprzedzająca mnie przecież o całe trzy pokolenia. A najlepiej, żeby i innym było dobrze, przez to mnoży się tylko tę dobroć, nic na niej nie tracąc - wręcz przeciwnie. Piękna sprawa, zupełnie jak z miłością.
I na koniec miłość, którą otrzymujesz, jest równa miłości, którą dawałaś. Powinnam trochę wrócić do Bitelsów. Jakiż to był fantastyczny czas rozkwitu dla mojego serca, mojej duszy, dla mnie jako kształtującego się jeszcze człowieka.