Ludzie jakie różne rzeczy śmieszne robią, że niby co szczęście im przyniesie, jak jakieś łapanie się za guzik na widok kominiarza, tarcie odlanych z brązu jaj jakiejś rzeźby albo zasyfianie drobniakami tej ładnej fontanny w Rzymie. Ha, ha.
Ja polecam się przejść w Warszawie z Hożej 69, prosto, przecinając między innymi Marszałkowską i Kruczą, na Plac Trzech Krzyży. To jest taka pielgrzymka samospełniającego się Szczęścia. Zwłaszcza, jak to się dzieje jeszcze poza świadomością cudu tego zjawiska, w przeddzień takiego dnia zesłanego z nieba... za sprawą jakiegoś mięciutkiego palca losu, który opuszkiem pchnął cię w coś
tak
fantastycznie
wspaniałego.