Boże, ten rok zasługuje na jakieś generalne podsumowanie i zrobię to może z początkiem nowego roku. A teraz to mianowicie jeden aspekt mogłabym omówić, bo miałam do czynienia z tak bezgraniczną podłością ludzką, że to na dłuższą opowieść by się nadawało. Ale nie będę robić tego błędu, że na raz będę zamieszczać bardzo długi wpis, bo potem czytać się tego nie chce.
To może tak w wielkim uproszczeniu: bo obecnie jestem w miejscu, gdzie właściciel mojego byłego mieszkania praktycznie zajebał mi około 10 tysiecy złotych polskich za NIC, tylko na podstawie jednego jebanego zobowiązania zawartego w umowie, które ja zbagatelizowałam.
Rzecz jasna, z dobrym lub chociaż normalnym człowiekiem można by się dogadać, ale ja trafiłam na ten najgorszy typ, który po trupach będzie szedł do celu, a tym celem jest zagrabienie jak największej ilości hajsu dla samego siebie. Słowem, ego wyjebane w kosmos, chciwość wyjebana jeszcze dalej i poziom człowieczeństwa głęboko poniżej wszelkiego dna.
Wziąć takiego Księcia Jana z disneyowskiego Robin Hooda i przepuścić go przez filtr współczesnej napompowanej warszawki, i wychodzi taki Śni***chuj jak malowany. Taki typowy pazerny, egoistyczny, bezwzględny, obłudny, zepsuty i chuj wie jeszcze jaki, najgorszy spierdoleniec.
Więc streszczając, jestem maluczka ja, która przyjeżdża po raz pierwszy w życiu sama do wielkiej Warszawy, bo na kilka miesięcy (dokładnie pięć) potrzebuje lokum, z którego będzie mogła dojeżdżać sobie na zajęcia na UW. Ta historia przewijała się tu już, że złożyłam wniosek o przyjęcie na program MOST, w ramach którego na jeden semestr miałam gościnnie postudiować w Warszawie. Więc zarobiłam przez wakacje w Holandii jakieś 11 tysięcy, żeby móc sobie pozwolić na taki wynajem w oczywiście drogiej Warszawie.
I pech chciał, że trafiłam mega chujowo, bo na pokój bardzo mały, za aż 935 zł, w dodatku na największym warszawskim wypizdowiu, czyli Białołęce. Co śmieszne, wspomniałam temu pośrednikowi właściciela, z którym zawierałam umowę, że ja tu do lutego pomieszkam, bo potem muszę wracać do Wro. A w umowie było, że nie będę mogła się wyprowadzić (ergo, wciąż będę musiała płacić czynsz), dopóki nie znajdę sama następcy na swoje miejsce. Ale ten pośrednik oczywiście zapewnił, że a to spoko, nie ma problemu, na pewno się wtedy szybko kogoś znajdzie.
Oczywiście okazało się to później gówno prawdą i niemożliwym było potem znaleźć nikogo. Co gorsza, właściciel w umowie miał prawo, żeby nawet bez powodu odtrącić każdego zaproponowanego przeze mnie kandydata. I, jako że jest koszmarnym chujem, tak się działo. Wiedząc o tym, nie powinnam była ni chuja tak zjebanej umowy podpisywać. Ale stało się, moja naiwność i łatwowierność została przeruchana i ściągnęło to na mnie pasmo nieszczęść.
Teraz jeszcze bardziej pokrótce: mieszkałam tam od października do stycznia, od stycznia zaczęłam szukać następcy, ale była to syzyfowa praca, bo na takie warunki wszyscy tylko cisnęli bekę, co nie dziwne. Nie mieszkając tam, płaciłam jeszcze grzecznie czynsz do kwietnia, jako że niby miałam obowiązek, dopóki nikt tam po mnie nie zamieszkał. Ale, kurwa, no jakim debilem trzeba być, żeby płacić za miejsce, w którym się kurwa wcale nie mieszka. Więc miałam już dość i wypowiedziałam umowę w kwietniu, ale chuj to olał, oczywiście. W maju odesłałam mu klucze, przyjął je i zamilkł, choć ja domogałam się, żeby ostatecznie przestał na mnie ciążyć ten wakat.
I taki chuj, bo oto we wrześniu dostałam nakaz zapłaty, i to na zawyżoną sumę, żeby zapłacić za te wszystkie "zaległe" miesiące. Było to oczywiście absurdalne, ale jako że wiązała mnie ta zjebana umowa, w świetle prawa ten chuj miał rację i to było najgorsze. I tak pod koniec listopada dostałam wezwanie sądowe do zapłacenia mu tych prawie 7 tysięcy, gdzie skurwiel chciał mnie jeszcze ojebać na koszty sądowe zawyżone do 1800 zł, na szczęście zasądzili mu 1200, i chociaż tyle kurwa sprawiedliwości, choć niewielka to pociecha.
Oczywiście, nie należał mu się ani grosz z tego, ale prawda jest taka, że gdybym chciała sądzić się z nim, to w obliczu spierdolenia władzy sądowej w naszym kraju i tak bym przegrała. Przecież ten chuj sam jest prawnikiem, ma mnóstwo kasy i z chęcią użerałby się po sądach. A mi by wtedy dojebali łącznie jakieś kilkanaście tysiecy za zwrot kosztów, opłacenie prawników, opłacenie rozprawy sądowej, jeszcze jakieś odsetki, w chuj tego. Jak zdałam sobie sprawę, jak przejebane to jest wszystko i niesprawiedliwe, to po prostu pożyczyłam te 6 tysięcy i spłaciłam skurwysyna dla własnego świętego spokoju.
Bo ja nie jestem bezwględną, zażartą i pazerną osobą, w dodatku po prostu nie mam hajsu na dowodzenie swojej racji tam, gdzie jest oczywist, ale litera prawa działa kompletnie na moją niekorzyść.
Skończyło się na tym, że nawet po spłacie tego gównodługu nie oddał mi kaucji, czyli zawłaszczył sobie dodatkowe 850 zł za frajer. A ja, próbując jeszcze bez sensu zażądać od niego tego zwrotu kaucji, dostałam tylko w odpoowiedzi, że hehe to proszę w takim razie iść z tym sobie do sądu.
No i kurtyna zapadła. Zajebać jak najwięcej, naciągnąć kogoś na naiwność, w ogóle nie próbować się polubownie dogadać, kiedy prosiłam, i kaucji jeszcze bezczelnie nie oddać.
Po postu podłość do potęgi. Szczerze nikomu nie życzę spotkania tak zwyrodniałej kreatury jak ten typ, wielki pan, żałosny biznesmen co to wyżej sra niż dupę ma. ULTRAŻENADA to wszystko w tym temacie.