To może tak mały odzew w międzyczasie. Siedzę teraz przy laptopie jak za dawna - sama ja, Imagine Dragons sobie puściłam i podjadam wafle kukurydziane. No zaleciało trochę tym moim studenckim Wrocławiem.
Mam przed sobą teraz, już pojutrze zaliczenia semestru (dalsze, bo zaczęły się w mijającym tygodniu). W końcu jakiś semestr, który zaliczę hehe (jak dobrze pójdzie!). W tym momencie siedzę i zbieram do kupy opracowania lektur, które miałam na jednym z kursów (zgadza się, nie czytałam nic, może oprócz Guliwera, który był jako pierwszy i to tak z rozpędu, zanim się jeszcze rozlazłam z biegiem semestru). Druga rzecz to wiersze z kursu o poezji amerykańskiej, gdzie też nic nie czytałam, a nuda na zajęciach nie zachęcała i zamiast notować to głównie grałam dyskretnie w pisklaki.
No i teraz siedzę, przygotowując to wszystko do gruntownego przeczytania i ogarnięcia przeze mnie.
To jeszcze jakoś obleci, ale nadchodzący tydzień już nie będzie taki wesoły, bo szykuje się gruby egzamin z historii USA, na który również jeszcze praktycznie nic a nic nie powtarzałam. Wprawdzie chodziłam na wykłady i mam z nich dużo notatek, ale faktycznie w głowie mam malutko i jeśli przy obecnym stanie rzeczy miałabym zdać, to tylko jakimś szalonym fartem, na co nie warto liczyć.
Więc z chwilą, gdy wyjdę we wtorek z zaliczenia poezji, bez żartów siadam już do tej kobyły i oram czytanki aż do wtorku następnego. W międzyczasie czwartek i piątek mam pracę, ale i po niej, w odróżnieniu od całego mijającego semestru, siądę faktycznie do nauki i nie będę się rozpraszać.
Liczę, że zaliczę. Trzeba dodatkowo utwardzać dupę na nadchodzący semestr, bo skoro miałam lenia przy trzech dniach uczelni tygodniowo, gdzie trzy pozostałe to była praca i jeden wolny, to co będzie przy pięciu dniach uczelni, w tym jednym mieszanym z pracą? Jeszcze więcej będę musiała siedzieć przy kompie w domu, uczyć się i bawić w ten akademicki szajs, i nie ma zmiłuj. Przy okazji, jeśli chcę mieć choć jeden dzień wolnego w weekend, żeby na bieżąco móc ogarniać materiał ( h e h e ), to zostaje mi wtedy jeden dzień na pracę - przez co i zarobię mniej w skali miesiąca, i ponazapieprzam się więcej z nauką. Czyli piniendzy mniej, a zmęczenie większe. I że ja marudziłam już w ten semestr...
Chyba że, paradoksalnie, przy wzmożonej mobilizacji do studiowania od razu zetrze się u mnie stopień zmęczenia, innymi słowy nie będę miała nawet czasu na zmułkę - czyli pójdzie tak z rozpędu. No, byłoby super. :)))
"poczucie samotności oznacza, że najbardziej potrzebujesz samej siebie" - rupi kaur
niedziela, 26 stycznia 2020
niedziela, 19 stycznia 2020
Dwanaście progów zwalniających do Piaseczna
W końcu poznałam Dominika siostrę cioteczną Monikę, po roku jak już jesteśmy razem. Ona i jej mama ciocia Basia, i siostra jej ciocia Gosia dobre wrażenie na mnie zrobiły. Takie poczciwe kobiety, dobrzy ludzie, a to zwyczajnie ważne.
Dominik i mama się porobili na tym balecie, Michał sprawiał wrażenie, że mniej, a ja nie porobiłam się, bo wina słodkiego uszczknęłam tylko z uprzejmości, wszak nie przepadam za piciem. Ale gościnność tam była prawdziwie podlaska, było to czuć; swojsko tak i towarzystwo serdeczne, nie to co te wielkopańskie bufony co poniektóre, bez konkretów, bo mi się nie nasuwają na myśl - po prostu znacząco się różni jedno towarzystwo od drugiego.
Było fajnie.
A na jutro (lol, dziś) do pracy, znowu ranek. W międzyczasie się będę musiała poduczyć w końcu do egzaminów, żeby nie skrewić. Więc - będzie dobrze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)