Dominik i mama się porobili na tym balecie, Michał sprawiał wrażenie, że mniej, a ja nie porobiłam się, bo wina słodkiego uszczknęłam tylko z uprzejmości, wszak nie przepadam za piciem. Ale gościnność tam była prawdziwie podlaska, było to czuć; swojsko tak i towarzystwo serdeczne, nie to co te wielkopańskie bufony co poniektóre, bez konkretów, bo mi się nie nasuwają na myśl - po prostu znacząco się różni jedno towarzystwo od drugiego.
Było fajnie.
A na jutro (lol, dziś) do pracy, znowu ranek. W międzyczasie się będę musiała poduczyć w końcu do egzaminów, żeby nie skrewić. Więc - będzie dobrze.