Ile z tych linków, które tu powklejałam już umarło, szkoda. Teraz przeglądając niektóre posty wstecz to nawet sobie nie przypomnę, co tam powinno być, a wygasło, i szary ekranik przepraszający za errora mi tego raczej nie przypomni.
W ogóle, co do Pink: tyle ona wniosła już do mojego życia, samego dobrego, i siły, i poczucia własnej wartości, i szczęścia przede wszystkim. I wspomnień i skojarzeń już na obecny moment: zaczęło się, jak na jakiejś esce w telewizji podczas wakacji nad morzem obejrzałam Just Like Fire, który świeżo wtedy wyszedł, a leciał też Just Give Me a Reason i też mi się spodobał... Potem poszłam na studia we Wrocławiu, i złapałam już konkretną fazę na wałkowanie jej piosenek... Najpierw moim ulubionym jej albumem stał się Funhouse (kupiłam sobie nawet tę płytę), później jego miejsce zajął nowiutki Beautiful Trauma, który mi bardzo zapadł w serduszko. Pamiętam, że na pierwszej randce też opowiadałam Dominikowi o Pink jako o jednej z moich ulubionych artystek.
Wreszcie miałam dane zobaczyć ją na żywo tu, w Warszawie, i choć bez wątpienia było to cudowne i jedyne w swoim rodzaju przeżycie, to jednak szkoda, że zatarł je trochę fakt odbywania się koncertu na Narodowym, w którym jakość dźwięku niestety kaleczy uszy i przy okazji trochę duszę, no i obecność tam nawału chaotycznej tłuszczy, co przy ówczesnych moich nawrotach po odstawieniu leków dość znacząco zaburzało mi percepcję, ale - i tak - bardzo się cieszę, że mogłam tam być i zobaczyć i usłyszeć ją.
Teraz z kolei czuję, że bardzo przywiązałam się już do jej najnowszego Hurts 2B Human, i tak jak z początku Love Me Anyway, teraz ta piosenka najbardziej mnie zajmuje.