poniedziałek, 23 marca 2020

Czas jakiś nie było (r ó ż o w o )

Dawno nie wstawiłam klipiku, jak to kiedyś często robiłam, jakiegoś kawałku który akurat chodził za mną w danym czasie. Teraz to droga P!nk. Znów jak za dobrych, dawnych czasów.
Ile z tych linków, które tu powklejałam już umarło, szkoda. Teraz przeglądając niektóre posty wstecz to nawet sobie nie przypomnę, co tam powinno być, a wygasło, i szary ekranik przepraszający za errora mi tego raczej nie przypomni. 
W ogóle, co do Pink: tyle ona wniosła już do mojego życia, samego dobrego, i siły, i poczucia własnej wartości, i szczęścia przede wszystkim. I wspomnień i skojarzeń już na obecny moment: zaczęło się, jak na jakiejś esce w telewizji podczas wakacji nad morzem obejrzałam Just Like Fire, który świeżo wtedy wyszedł, a leciał też Just Give Me a Reason i też mi się spodobał... Potem poszłam na studia we Wrocławiu, i złapałam już konkretną fazę na wałkowanie jej piosenek... Najpierw moim ulubionym jej albumem stał się Funhouse (kupiłam sobie nawet tę płytę), później jego miejsce zajął nowiutki Beautiful Trauma, który mi bardzo zapadł w serduszko. Pamiętam, że na pierwszej randce też opowiadałam Dominikowi o Pink jako o jednej z moich ulubionych artystek. 
Wreszcie miałam dane zobaczyć ją na żywo tu, w Warszawie, i choć bez wątpienia było to cudowne i jedyne w swoim rodzaju przeżycie, to jednak szkoda, że zatarł je trochę fakt odbywania się koncertu na Narodowym, w którym jakość dźwięku niestety kaleczy uszy i przy okazji trochę duszę, no i obecność tam nawału chaotycznej tłuszczy, co przy ówczesnych moich nawrotach po odstawieniu leków dość znacząco zaburzało mi percepcję, ale - i tak - bardzo się cieszę, że mogłam tam być i zobaczyć i usłyszeć ją.
Teraz z kolei czuję, że bardzo przywiązałam się już do jej najnowszego Hurts 2B Human, i tak jak z początku Love Me Anyway, teraz ta piosenka najbardziej mnie zajmuje.

sobota, 14 marca 2020

Kłozy do dóm nie żyniesz?

Trzeci dzień przymusowych koronaferii. Nie ma zajęć na uczelni, nie ma pracy. Każą siedzieć na dupie i stronić od innych ludzkich osobników. Wirus się panoszy, a panujący klimat to mieszanka postapo z niezdrowym podnieceniem, zanikiem rozsądku i lataniem w samych skarpetkach.
Zdążyliśmy nakupić parę siat w sklepach, tak na zaś; z głodu nie pomrzemy, z pragnienia też nie, spać jest gdzie i na głowę nie kapie. Na grzbiet też jest co wciągnąć, okna szczelne, podpięcie pod prąd elektryczny jest i dostęp do mediów również (choć w największej mierze to one sieją ferment).
Na Wielkanoc raczej nie będzie wyjechane, bo znać za duże ciśnienie zewnętrzne na niewyściubianie dupy za drzwi i dmuchanie na zimne. Inaczej, bo jeszcze wszystkim nam woda się w dupie zagotuje i dopiero będzie. 
Trochę ostra beka, trochę ponury żart, a trochę zwykła stypa, ale grunt to przeczekać tę chujnię grzecznie w piwnicy, dbać o siebie i nie zarażać. Tylko spokój może uratować nas, to nędzne plemię. Właśnie, jaka szkoda, że ludzie generalnie albo w konkretnych, pożałowania godnych przypadkach, są tacy ciężko głupi. Jak dobrze byłoby wyłapać takich gagatków, nakopać im tęgo do dupy i przetłumaczyć coś do tych pustych łbów. A w przypadkach beznadziejnych w ogóle takie jednostki zakuć w dyby i regularnie obrzucać zgniłymi pomidorami, aż do usranej ich śmierci (gagatków, nie pomidorów). Ale na to się nie zanosi. Już by wystarczył powrót tej pospolitej, w miarę stabilnej codzienności, gdzie chociaż żele antybakteryjne stoją sobie spokojnie na półkach.