sobota, 14 marca 2020

Kłozy do dóm nie żyniesz?

Trzeci dzień przymusowych koronaferii. Nie ma zajęć na uczelni, nie ma pracy. Każą siedzieć na dupie i stronić od innych ludzkich osobników. Wirus się panoszy, a panujący klimat to mieszanka postapo z niezdrowym podnieceniem, zanikiem rozsądku i lataniem w samych skarpetkach.
Zdążyliśmy nakupić parę siat w sklepach, tak na zaś; z głodu nie pomrzemy, z pragnienia też nie, spać jest gdzie i na głowę nie kapie. Na grzbiet też jest co wciągnąć, okna szczelne, podpięcie pod prąd elektryczny jest i dostęp do mediów również (choć w największej mierze to one sieją ferment).
Na Wielkanoc raczej nie będzie wyjechane, bo znać za duże ciśnienie zewnętrzne na niewyściubianie dupy za drzwi i dmuchanie na zimne. Inaczej, bo jeszcze wszystkim nam woda się w dupie zagotuje i dopiero będzie. 
Trochę ostra beka, trochę ponury żart, a trochę zwykła stypa, ale grunt to przeczekać tę chujnię grzecznie w piwnicy, dbać o siebie i nie zarażać. Tylko spokój może uratować nas, to nędzne plemię. Właśnie, jaka szkoda, że ludzie generalnie albo w konkretnych, pożałowania godnych przypadkach, są tacy ciężko głupi. Jak dobrze byłoby wyłapać takich gagatków, nakopać im tęgo do dupy i przetłumaczyć coś do tych pustych łbów. A w przypadkach beznadziejnych w ogóle takie jednostki zakuć w dyby i regularnie obrzucać zgniłymi pomidorami, aż do usranej ich śmierci (gagatków, nie pomidorów). Ale na to się nie zanosi. Już by wystarczył powrót tej pospolitej, w miarę stabilnej codzienności, gdzie chociaż żele antybakteryjne stoją sobie spokojnie na półkach.