Ciąg dalszy psucia sobie humoru i krwi w żyłach w ogóle. W razie by komuś akurat było za wesoło, jak w jednym odcinku Boczkowi, świętej pamięci już zresztą.
Generalnie to sytuacja przedstawia się tak, że na całym świecie już od grubo ponad pół roku panuje ta zasrana pandemia wirusa, a w kraju, w którym żyję sytuacja jest szczególnie zjebana, ponieważ a) jest wszędzie czerwona strefa i wszystko jest w pizdu pozamykane, b) rząd przebrzydły i plugawy przepycha jakieś odrażające ustawy, przez co na mieście jest burdel, protesty, konwoje policyjne, brud, smród i żenuwa, c) wśród pozamykanych przybytków są też uczelnie, więc zdalne nauczanie babci sranie welcome to, i d) większość potencjalnych miejsc pracy, przez co kurwa dokładnie jest tak jak czarnowidziłam jeszcze w Holandii i tej pracy tu NIE MA i nie zanosi się na nią, przez co również jest bieda, nocne mary i zgrzytanie zębami. No i e), ponoć w ogóle szykuje się kolejny dojebany lockdown, jakby za mało jeszcze wszystko było zatkane, przytkane, stłamszone i zduszone maseczką na ryj.
A spośród rzeczy, które wkurwiły mnie konkretnie dzisiaj, to po pierwsze jebane 980 zł wybulone na mechanika, który niby miał nie zdzierać, a jak się okazało, zdziera, i chuj w dupę wszelkiej pazerności i dojeniu biednych. Jakby nam nie dość brakowało już na czynsz i jedzenie. No krew człowieka zalewa z tymi cenami naokoło, no szok, ja to w szoku byłam jak usłyszałam o tym tysiącu, aż mi w oczach pociemniało i do tej pory się jeszcze dobrze nie uspokoiłam. Doszłam do wniosku przy okazji, że zdecydowanie moim dominującym temperamentem jest już od pewnego czasu choleryk, nie melancholik, i w sumie to też nie tak dobrze, choć może i trochę lepiej niż z tą okropną melancholią.
Drugie, to te Simsy zasrane średniowiecze, gdzie tak się cieszyłam już, że sobie pogram, no i trochę od nowa pograłam, aż tu dzisiaj mi wyjebał jakiś #błąd w dopiero co utworzonym królestwie. Lepsze to, niż zbugowanie się całej gry albo zaawansowanego już królestwa, ale no kurwa żal mi strasznie dupę ścisnął, bo z godzinę albo dwie customizowałam sobie salę tronową i wyszedł naprawdę fajny efekt, i królową też sobie stworzyłam fajną, i pomyślałam sobie: o, ale fajnie, ale sobie pogram. No i kurwa sobie nie pograłam, bo zapis się zjebał i cała moja praca i wena twórcza poszły w pizdu.
Kolejne co, chociaż to już jest na rzeczy od paru ładnych dni, to ta zasrana logika, którą muszę zaliczyć na tym cholernym trzecim roku, który niby miałam już mieć zdany, a tak naprawdę zdaję kurwa z trzeci raz już chyba. Jak z drzazgą w dupie z tym. A ta logika to wielkie kurde zło, gówno, którego ni w ząb nie rozumiem i tylko mi miesza w głowie, jebana matematyka, której zawsze nienawidziłam, nie ogarniałam ani jedną swoją komórką i tylko dostawałam pierdolonej zgagi i bólu dupy. I tym razem też tylko łzy wkurwu mnie pieką w oczy, jak próbuję z czegokolwiek się w tym rozeznać. Żeby było śmiesznie, oczywiście Dominik spojrzał na to dwa razy i wszystko skumał, tylko mu ciut z angielskiego wyjaśniłam. I jak tak dalej pójdzie, to nieironicznie on za mnie siądzie przed komputerem i będzie ten egzamin pisał, bo ja nie mam nerwów.
Z miłych rzeczy to dzisiaj finał Twojej twarzy 13 sezonu sobie obejrzałam i był zajebiście dobry, ale to dwie godziny szczęścia dla mnie, a w międzyczasie i tak wkurwiające sekundy reklam i zacinającego się internetu. Poza tym to naprawdę mam chujowy humor. Ogólnie nie mam złego nastawienia, czuję nawet niezłą wytrzymałość i determinację, ale jednak przejmuje mnie obecnie taki wkurw, bezsilność i jebane zniesmaczenie.