niedziela, 22 listopada 2020

Rębiczerepy

 Wczoraj był fajny dzień, a dzisiaj znowu chujowy.

Wiem, że bywam okropna i nieznośna, i sama siebie za to nienawidzę, ale chyba kochająca cię osoba nie powinna z tego powodu od razu mówić ci najgorszych rzeczy. 

W takich chwilach jest mi po prostu strasznie smutno, żal i jestem jednocześnie rozgoryczona i zła. I czuję, jakby naprawdę wszystko było chuja warte i albo nie warto w ogóle w ludziach pokładać nadziei, albo to ja jestem po prostu przeklęta i mi zawsze nie będzie się na dłuższą metę układało. Okropne uczucie i brak słów, żeby je w ogóle opisać.

Brzuch mnie boli i same marszczą mi się brwi na myśl o tej beznadziei, powszednim znoju i nieogarnialnej rozbieżności, rozstroju, który z rąk się wymyka i chyba się prędzej pęknie z bólu na pół, niż sklei to wszystko do kupy. Gówno.

Ale tę piosenkę lubię. Jest ważna.