Bo w sumie jak się dzieje coś dobrego, to po co o tym pisać. Człowiek się woli cieszyć chwilą, zamiast brać się zaraz za jej opisywanie.
I takie cieszenie się chwilą warto w sobie pielęgnować i zachowywać ku pięknym wspomnieniom. Natomiast nie warto kisić w sobie przeżyć i przemyśleń złych, które nie będą kwitnąć w człowieku jak te dobre, a przeciwnie - trawić go i niszczyć od środka.
I właśnie mam coś takiego, dlatego się ostatecznie uciekam do zapisania tego wszystkiego dla świętego spokoju tutaj, jako że niewypowiadanie tego już wyraźnie mnie męczy, a jak już wypowiadam coś na głos, to Dominik się złości. I co mu się dziwić - nikt nie lubi słuchać smutnego pierdolenia. Dlatego koniec końców napisanie tego pozostaje najlepszym wyjściem.
Po pierwsze, to źle się czuję. Znaczy, to dziwne, bo generalnie czuję się naprawdę dobrze - to jest raczej cały czas normalnie, optymistycznie, w miarę spokojnie. Potrafię cieszyć się drobnymi rzeczami, znajdywać sobie zajmujące zajęcia, przebywanie z ukochanym i generalnie czasem z ludźmi też mnie cieszy. Zauważyłam, że np. też dzisiaj byłam dużo czasu uśmiechnięta, cieszyłam się z ładnej pogody, z wypadu do miasta, nad jezioro, z samej jazdy samochodem, ze spacerku.
A jednak, co mnie martwiło, choć wciąż starałam się to ignorować albo przynajmniej się uspokajać, jak czułam gdzieś w oddali jakby takie widmo potencjalnej paniki - to odczuwalne jednak fizyczne dolegliwości.
Zacznę od tego, że zaszczepiłam się już prawie miesiąc temu, i tuż po szczepieniu żadnych większych dolegliwości nie miałam - w zasadzie tylko ból ramienia w miejscu zastrzyku. Dopiero tak po tygodniu, w zasadzie dwóch, pojawiły się u mnie dolegliwości płucno-żołądkowe, albo ogólniej - brzuszne, bo nawet trudno mi to zlokalizować. Odczuwam to jakby trudności z oddychaniem i gniecenie czy rozpieranie w górnej części brzucha. Zdarza się, że bardziej coś mnie gniecie w lewym boku, jakby pod lewym żebrem, co miałam już na przestrzeni w zasadzie ostatnich trzech miesięcy. W ogóle lewą stronę brzucha mam jakby bardziej taką wywaloną, nie jest to coś rażącego, ale jak się przyjrzeć, to asymetria jest wyraźnie zauważalna.
Poza tym ten ból w centralnej, górnej części brzucha to też jest w pewnym stopniu powtórka z tego, co miałam pod koniec maja, z tym że wtedy to było o wiele silniejsze, i przeszło. Teraz natomiast jest niby słabsze, ale utrzymuje się, ja wiem, w zasadzie ostatni tydzień czy dwa, to trochę słabnąc, to znowu dając mi się we znaki na tyle, że odczuwam dłuższy dyskomfort i zbytnio ten przykry fakt zajmuje moje myśli.
Co ważne, to oczywiście robiłam przez ten czas już niejedne badania: badanie krwi i USG brzucha na początku czerwca - wszystko okej, potem badanie krwi znowu, tym razem z morfologią, w drugiej połowie lipca - również generalnie ok, z drobnymi nieprawidłowościami, i to właśnie muszę jeszcze skonsultować z lekarzem. W międzyczasie, w połowie lipca miałam tę szczepionkę, więc może i z nią się mogą wiązać jakieś efekty uboczne, nie wiem.
W sumie to i smaki i zapachy czuję, generalnie samopoczucie mam dobre, gorączki ani wymiotów nie ma i nie było, oddech też mam normalny. Jeśli już, to właśnie ten dyskomfort w brzuchu, samo oddychanie przez to jakby utrudnione, no i to drapanie w gardle - zwłaszcza ten "ropniak" rano, ale i ogólnie "kapeć" utrzymujący się cały czas.
Pomijam już okazjonalne "kręcenie się w głowie" i to dziwne, nieprzyjemne uczucie, do którego przynajmniej przez tyle lat zdążyłam się przyzwyczaić, i to jest właśnie na nie najlepszym lekarstwem - świadomość, że to nic nowego, że tyle razy już przez te "zawroty" przechodziłam, że po prostu spowszedniały i nie robią już na mnie takiego wrażenia. I to akurat chwała Bogu, bo przynajmniej ta jedna kwestia już aż tak mnie nie trapi.
Zdarzały mi się też ostatnio i bóle głowy, i różne migreny, i nawet kłucie takie krótkotrwałe bolesne w głowie, ale to też nic nowego ani nadzwyczajnego, bo podobne mi się też zdarzały od czasu do czasu w zasadzie odkąd pamiętam, od gówniarstwa jeszcze.
Istnieje właśnie kwestia tych moich przewrażliwionych, chyba w pewien sposób zdałnionych jelit, pewnie i razem z żołądkiem, że to one tak mi się dają we znaki i potrafią jeszcze, niestety, momentami naprawdę zaniepokoić i zestresować, bo widocznie nie zdążyłam się jeszcze jakoś nauczyć z nimi żyć i traktować, tak jak przynajmniej już mi się udaje w przypadku głowy. Z tym brzuchem jeszcze coś jest nie tak i naprawdę trzeba nad tym popracować, bo owszem, daję radę to jakoś ignorować i w miarę normalnie sobie żyć, ale zdecydowanie nie jest to normalne i wolałabym, a wręcz musi się tak stać, że ten brzuch i przełyk i gardło, cały ten układ mi się uspokoi, nie będę tam już znajdować nic naprzykrzającego się i poczuję wtedy tak upragnioną ulgę, za którą naprawdę momentami już tęsknię, nie ma co.
Zostaje mi wziąć te wyniki, skonsultować z lekarzem, omówić to moje samopoczucie ostatnio, i jak zawsze być dobrej myśli i z nadzieją, że przecież nic bardzo złego się nie dzieje i ze wszystkim dam sobie radę, jak zawsze.
To akurat bardzo podnosi na duchu. Co by mi nie dokuczało, to z tego akurat jestem dumna, że nie daję już się tak łatwo wyprowadzić z równowagi i mimo wszystko udaje mi się zachować ten przenajświętszy spokój, a nawet pogodę ducha i dobry humor. Ale może być jeszcze lepiej i do tego będę dążyć.
PS A dodatkowo jedną z najlepszych rzeczy, z którą dane jest mi teraz obcować i jestem za to mega wdzięczna, jest cały album "Moral Panic" mojego nowego ulubionego zespołu Nothing But Thieves. Nic tylko słuchać w kółko, zwłaszcza wybrane piosenki, smakować je sobie again and again and again, and again, and again. Coś pięknego i w zasadzie trudno mi sobie wyobrazić w takich momentach większe szczęście. No tak to po prostu na mnie działa.