czwartek, 27 października 2022

Inna per.spekty.w.a

Albo czas płynie za szybko, albo jest go za mało, albo to po prostu ja jestem źle zorganizowana. Zapewne to ostatnie. Nienajlepiej zarządzam swoim czasem, coś ciężko mi to idzie i naprawdę słabo ogarniam. Idzie to jakoś, ale właśnie - słabo, na pewno chciałabym ogarniać lepiej. Ale czuję, że jest to poza moim zasięgiem i trzeba się zadowolić tym, że idzie mi ledwie jakoś...
Potrzebowałabym innej perspektywy, zupełnie innej atmosfery. I na pewno lepszego zdrowia. Nawet z tych okoliczności, w jakich się znajduję, dałoby się coś ulepić, gdyby mi dopisywało dobre zdrowie. A tak to bardzo ciężko jest z poczuciem, że ciągle to wszystko ledwo się trzyma... 
Optymistycznie, to jakoś da radę tak funkcjonować, więc nie jest najgorzej. Póki ma się okazję istnieć jeszcze, w miarę z życia korzystać, nie mieć żadnych nieznośnych bólów, nieszczęść, osobistych tragedii... To można się cieszyć i z takiego słabego jakoś. A jakby miało być jednak gorzej, to wtedy koniec tego byłby jakąś ulgą, więc to też trochę pocieszenie.

poniedziałek, 3 października 2022

collapsedd

Najlepiej to się ten nowy akademicki rok nie zaczął. Średnio raczej, tak jak i średnia była reszta dnia. Brak czasu przeplatający się z nadmiarem czasu bezsensownie przelewającego się przez palce. Innymi słowy, albo urwanie dupska, albo zmuła. 
A na dzień dobry pocałowałam klamkę na "nowej" uczelni, bo zajęć nie było. A tak się cieszyłam na pierwszy dzień w nowym budynku. I jeszcze cieć z recepcji był niemiły, stresując człowieka dodatkowo zamiast cokolwiek pomóc. Ja pierdolę. 
Następnym tematem, który mnie gniecie, jest przewidziane przez zjebane prawo okradanie mnie z wypłaty po skończeniu przeze mnie 26 lat. Czyli na razie mam pełne wynagrodzenie za swoją pracę, a z dniem tych zasranych urodzin, jakby to było moje przewinienie jakieś, dostaję kopa w dupę i nagle należy się mniej za taką samą pracę jak do tej pory. Gdzie tu sprawiedliwość? Ja pierdolę vol. 2. 
Tematy bóldupogenne można by ciągnąć, na pewno znalazłabym naprędce niemało rzeczy, które można by skwitować kolejnym jprdl.
Może wykrzesam dla odmiany coś miłego z dziś, choćby to i niewiele dawało, ale jednak ciągnęło trochę za uszy kiedy się za bardzo się tonie w tym całym pierdolamento. Kawę dobrą wypiłam w pracy, taką z pianką, lubię taką. Dwa: w pracy są też osoby, które lubię, których sama obecność albo gadanie o czymś poprawia mi humor. To też naprawdę duży plus w tym życiu. Jak się zastanowić, jeden z największych, przymykając oko jak mimo wszystko ja marnuję szansę nawiązania jakiejś głębszej relacji z takimi osobami. Ale wydaje mi się, że przynajmniej w moim przypadku lepszy niż przysłowiowy wróbel w garści jest jednak ten gołąb na dachu. 
A na prawdziwy deser tuż przed spankiem nowa piosenka, którą śpiewa Conor Mason, którego zdecydowanie zaliczyłabym też do wyżej opisywanych osób, choć jego w ogóle osobiście nie znam. Ale na podobnej zasadzie, że choćby samo słuchanie go, zobaczenie na zdjęciu czy myśl o nim grzeje w serduszku i sprawia, że życie jest na chwilę lżejsze i piękniejsze. Trochę to rekompensuje te rutynowe uciemiężenie w życiu, w moim odczuciu, nie za lekkim.