DAŁAM RADĘ dziś.
Przetrwałam ten dzień. I wczorajszy, i w ogóle wszystkie ostatnie. Chociaż przypuszczalnie tak wyglądają ostatnie dni samobójców. Tak to sobie wyobrażam. Kiedy człowiek jest już zmiażdżony, całkiem traci siebie i nie widzi innego rozwiązania: no bo jaki inny można mieć powód do odebrania sobie jedynego życia.
Jak dla mnie właśnie taki stan rzeczy jak choćby wczoraj czy dziś ma dwa radykalne wyjścia: samobójstwo albo podźwignięcie się.
Jakimś cudem zadziało się to drugie. I chyba jest w tym jakiś udział mojej silnej woli, choć myślałam że już ona nie istnieje.
Wielkie brawa. Niesłyszalne, ale zawsze. Ludzie w różne rzeczy wierzą, więc wierzmy w to, że takie dojrzałe postępowanie i nadludzki wysiłek zostanie mi wynagrodzony.
Nie wiem jak i co miałoby mi to wynagrodzić, ale jak napisałam, w różne rzeczy można sobie wierzyć. To chociaż nadaje wszystkiemu sensu (jeśli takowy w ogóle istnieje! - w to też można WIERZYĆ).
Nawet, jeśli daleko mi do dobrostanu i tak zwanej normalności, to ten mały kroczek jest szalenie ważny. W to wierzę. I jest początkiem do innych małych kroczków ku wszystkiemu lepszemu.
Tylko to się liczy, żeby było lepiej i w ogóle już tylko d o b r z e. Co za cudowne słowo.