Ale zostawię go, w końcu jaki by nie był zgorzkniały i przeżarty na wskroś kwasem witalnej destrukcji, to niech ta matowa skra prawdziwości osiada tak na nim, jak na tej kupce popiołu - jak taki wątpliwej jakości cekin, ale zawsze, niech po prostu tak będzie.
Hm. No to tak. Znowu niby wkroczyłam w jakąś terapię, tym razem chociaż ta pani jest w porządku, tyle że rzecz jasna znowu to ja jestem w błędzie, że niczego się nie da poprawić. Oczywiście, w sumie to lepiej. Niechże i tak będzie, przecież o to chodzi, jednego tylko brakuje - niech tak będzie naprawdę, na stałe już i niech ja w to wierzę.
Żadna piosenka nawet ni obrazek nie przychodzi mi w tym miejscu na myśl. Nic na tyle pasującego.
Choć mija już rok właściwie, tak, rok, odkąd wtedy czułam już coś najokropniejszego chyba.
Bóg jeden wie, o ile w ogóle... po co mi się to wszystko działo wtedy, musiałam przechodzić przez takie właśnie, a nie inne rzeczy. A tu okrągły rok upłynął, i jakże moja sytuacja dalej się przedstawia?
O, wiem, co mogę zrobić - pomimo jakichś skojarzeń nawet, w końcu to o muzykę chodzi, więc mimo wszystko nie może to popadać w podobną traumę. Mianowicie, mam przecież gdzieś tam wypalone już w tej historii odtwarzań, jakich piosenek wtedy słuchałam. A przecież przez cały miesiąc nie siedziałam nawet przy komputerze, prawie wcale, w ogóle sama przecież pamiętam, jak to wyglądało!
W każdym razie, może niezbyt dokładnie, lecz chociaż trochę mogę tu rzucić tak przez kalkę większość z tamtych wspomnień, w tle ogólnych okoliczności chociażby. Ale też bez przesady.
Może to, zresztą, nawet nie jest taki dobry pomysł - nic specjalnego, na dobrą sprawę? Ale niech będzie...
Najpierw to było Love, i ta piosenka w kółko, jak chyba odrabiałam lekcje z niemieckiego. Po tym w sumie koniec. Następne to już były jak po wciśnięciu w jakąś grubą tubę, w odcięciu od zdrowych zmyslów, przez szkło albo i jeszcze gorzej... Jakby już wszystko stało się nieosiągalne, niewyraźnie widoczne, bez nadziei na żadną wzajemność, ratunek, najzwyklejszą normalność. A ileż to się zmieniło do tej pory?
W ogóle, jak ja kocham tę płytę! Choć to już raczej część tych czasów najnowszych dla mnie, w każdym razie nie zakorzeniło się to jeszcze tak we mnie kiedyś. Teraz to Forever Changes stawiłabym nawet nad Joshuę, zaraz po samym Ten...