czwartek, 3 sierpnia 2017

Pięno aktu

Za całą dobę to już normalnie spać sobie będę, o tej porze. Nie, żeby to jakieś wielkie wyspanie miało być, o czwartej rano brać już bowiem mamy rzycie w troki, pakować się do dziadka forda czy co on tam za auto ma, no i ja, z babcią, dziadkiem i córką ich czyli matką moją za kierownicą, jedziemy sobie w rzeszowskie. Ho, ho, ostatnio to ja tam byłam wtedy, te siedem lat temu!
Ale będzie fajno. Że upał ów tylko i dziadki wiekowe już raczej i schorowane, i otyłe oboje, ale nie zapeszam że ktokolwiek w ogóle będzie utyskiwał lub ciemiężył się z czymś kolwiek. Fajowo będzie, powiadam.
Jutro już jedziemy, tam przekimać u nich przed jazdą jeszcze. Przedtem, to zrobię sobie w domciu paznokietki, ale nie hybrydy co siostra je robi, a w ogóle to ona nie jedzie bo coś jej nie pasuje, no i u cioci będzie się przechowywać okresowo. I jeszcze się jutro spakuję, i tę książkę przygotuję wezmę na ten prezencik. To dla Maksika, jak będziemy wracać przez Brzeg i zajedziemy z dziadkami do tego ich jedynego wnusia, smyka gówniaka jeszcze, ach kochane to maleństwo maleńkie, bebik mój.
Oglądam sobie w ogóle ostatnio Pomarańcz jest nową czernią. Ale ssie nieco takoweż tłumaczenie, no nie?
To średnio może teraz pasuje, lecz taka mnie naszła świeża wręcz chęć, no jak on na posadzce tej bose kroki stawia, ożesz ty bożesz. Chłodek taki. Chłód. Zimno, lodowatość, ach przedziwna rozkoszy. To nic, że nie jestem normalna, alem rada na ten wyjazd i wakacje są wcale supi, tak ogólnie, i w ogóle.
Ale! będzie! fajnie.