sobota, 2 grudnia 2017

Fascynujący

Po obejrzeniu właśnie The Danish Girl tyle się przetoczyło przeze mnie, przewaliło wręcz jak tabun jakiś albo ta nawałnica, że właściwie teraz to już brak mi komentarza. Coś chyba układałam sobie w głowie, żeby tu składnego napisać, no ale teraz jestem właśnie jak ta pusta przestrzeń zszargana na tyle potężną siłą, że pozostał po niej po prostu wyczerpany spokój i nagła, jakby nieskończona a niknąca konsternacja. Słowem, srogie gówno, panie.
Zwłaszcza, że chyba... się zakochałam i to tak dziwnie (i już nawet nie mówię teraz o tym filmie czy nieprawdopodobnie wręcz uroczym Eddim...), że w bolesny niemal sposób trawi mnie to, naprzykrza się a ja nie mogę jednoznacznie stwierdzić, co się tak faktycznie dzieje, o co mi samej chodzi i czy się nie powinnam w końcu jakoś porządniej ogarnąć (na co odpowiedź brzmi jak najbardziej TAK, ty w piździel stuknięta wariatko ty)