Ale miałam okropny koszmar. Okropny, okropny. Ogólnie to mam jeszcze okres i tym razem taki inny, bo po raz pierwszy na regulacji cyklu po tych pigułkach, więc trochę się tam mogę słabiej czuć czy coś, ale nawet nie - i tak się czuję super, leciutko, nic nie boli. Tylko taka zaspana mega jestem rano.
Akurat dzisiaj znowu wolne mam od pracy, a Dominika nie ma teraz, bo już poszedł do pracy swojej. No a przedtem jeszcze zrobił śniadanko, pyszne takie buły burgery, najadłam się bardzo, mój kochany. Z tym że właśnie - zaraz dalej poszłam spać, walnęłam się tak pod kocyk w swetrze i spodenkach już i w ogóle. Jakiś czas już tak nie miałam, nawet żarłam w nocy i nie śniły mi się takie koszmary.
A teraz to klękajcie narody. Najbardziej przerażające gówno, najstraszliwszy sen wstrętny jaki mógł mi do łba się przyplątać. Na szczęście całkiem nierzeczywisty i bez sensu... że mój Dominik, miłość mojego życia, najwspanialszy mój mężczyzna i największy cud w życiu, że on zostawił mnie. A ja wykonywałam jakieś telefony, zrozpaczona, nie mogłam uwierzyć, czułam się jakby w piekle. Dzwoniłam gdzieś ciągle, i nic. Z nim nie mogłam już nawiązać żadnego kontaktu i to było najgorsze. Tylko jakiś tam niby kolega powiedział, że on jest na jakiejś imprezie z samymi laskami czy coś, a wcześniej było coś takiego że on ode mnie poszedł bez pożegnania się, jakby już mnie wcale nie chciał. A potem mi wysłał tylko jakieś chyba zdjęcie jak jakaś się tam do niego dobiera. I coś w tym śnie było jakiś motyw z tej Zimnej wojny i Asia Kulig, coś jeszcze smutniej mi to robiło.
Ogólnie, straszny sen. Dominik mi rano pokazywał zdjęcie prawdziwe takiej czarnej dziury z kosmosu. A to jest definicja mojego czarnego koszmaru, ten sen. Brrrrr, gówno straszne. Dobrze, że już się obudziłam. Dochodzę do siebie.
Nie pisuję tu w ogóle już ostatnio, bo i po co? Układam sobie życie z moim ukochanym, jedynym i jest najlepiej. Po co mi prowadzić dalej takiego gównobloga? Na co to w szczęśliwym i ułożonym życiu.
A ja tego mieszkania przeklętego z białołęki, tej dziupli powinnam się wyzbyć, a mam teraz skaranie nieboskie z tym szukaniem następcy na nie, kurrła i kasa leci. Abym na styczeń jeszcze ściągnęła kogoś, japierdole. Prócz tego praca mnie jeszcze trochę zajmuje, zwłaszcza czasowo w wymiarze godzinnym. No i miałam się rozejrzeć jeszcze za innym legitnym źródełkiem hajsu. Ach i za tymi studiami, bo już i matka z siostrą i szef coś pytają, że sesja że zajęcia. Wiem muszę to ogarnąć i ogarnę.
Tak jak i dziś już jak jestem na chacie, włosy miałam umyć wykąpać się, i podgolić, uprzątnąć coś w domciu, wyjść na zakupki i upichcić obiad dla mojego najdroższego jak już wróci z pracy.
Słowa tego nie wyrażą... Ja tak go kocham.
Na zawsze i nad życie.
To jest ta miłość jedyna, dla której się żyje.
"poczucie samotności oznacza, że najbardziej potrzebujesz samej siebie" - rupi kaur
czwartek, 10 stycznia 2019
Un vieu nouveaux
środa, 9 stycznia 2019
Ale się cieszę że już
Już wracam na chatę po pracy. Do nas... Naszego domu, wspólnego. Jestem taaaka szczęśliwa.
Wszelkie sprawy naglące lub cięższe odchodzą na bok gdzieś ku lekceważeniu względnemu, kiedy ja układam już sobie życie z moim mężczyzną, moim ukochanym, moim Dominikiem.
Kocham go!
Subskrybuj:
Posty (Atom)