Lepiej skupiać się na pozytywach. Więc, na przykład, czuję się całkiem dobrze, na pewno lepiej, niż jeszcze kilka miesięcy temu. W zasadzie cztery, pięć miesięcy, najgorzej od sierpnia do grudnia, a trochę jeszcze do końca stycznia, czułam się naprawdę źle, i na ciele, i na umyśle. I choć się obawiałam i dramatyzowałam niestety, że już po mnie, że to coś strasznego, oto dalej jestem i nawet czuję się całkiem nieźle, i radzę sobie. Nie znalazłam jeszcze pracy, choć szukam od początku lutego, ale lada dzień już będę miała, i też sobie dobrze poradzę. Pierwszy semestr na studiach udało się mimo wszystko zaliczyć i to z całkiem przyzwoitymi ocenami, nawet praca magisterska nabiera kształtu.
Z pieniędzmi też nie jest najgorzej, nawet zakrawa to o dobrobyt, oczywiście nie porównując się z najbogatszymi, tylko patrząc obiektywnie: że stać mnie codziennie na kawę rano, dobre kanapki i jajecznicę na śniadanie, ciepły obiad, herbatkę, nawet jakiś smakołyk. Wszystko koszmarnie podrożało i dalej drożeje, to fakt, ale mimo to jednak jakoś sobie radzimy oboje. A tu jakaś wygrana w zdrapkę, a tu parę groszy z innej loterii, innym razem znowu dostałam z banku 40 euro, które gdzieś zalegało a o którym nie miałam pojęcia, tu znowu jakaś promocja w innym banku (nawet dwóch), a tu jeszcze od rodziny jakiś grosz. Naprawdę nie jest źle. Wiadomo, że człowiek by się cieszył z takich 13 milionów, jak ten co rozbił niedawno kumulację w lotka, ale też trzeba docenić, że nie jest się skrajnie biednym.