Z miłych rzeczy: grałam z Dominiczkiem w kniffla, pierwsza partyjka była przyjemna choć wynik słaby, druga już słabsza bo zaczął mi się ten zjaździk. Z miłych rzeczy dziś na studiach, zwłaszcza na tych drugich zajęciach, na których jeszcze siedzę: powiedziałam jednemu cześć i odpowiedział, drugi powiedział, że coś ładnie pachnie, na co ja, że to mój krem do rąk (kokos) - było to tym fajniejsze, że Turek powiedział to po polsku, a trzeciemu powiedziałam "na zdrowie" (też Turkowi, ale po angielsku), i uśmiechając się, podziękował. A poza tym ładna pogoda.
A z tymi lekami myślę, że będzie lepiej. Jeśli nawet trudne momenty, to przejściowe. Od tego one przecież są, żeby pomóc. Więc musi być lepiej.