W poniedziałek z mamą i siostrą wybrałyśmy się polskimi i niemieckimi kolejami do Budziszyna, a tam między innymi muzeum musztardy i bogato wyposażona drogeria dm, którą chętnie jeszcze odwiedzę, żeby następnym razem się zaopatrzyć w fajne kosmetyki. Trochę popadywało, ale tak to pogoda była całkiem okej.
Wtorek spędziłam w domu i zrobiłam porządek w szafie, a w środę rano byliśmy u cioci Tereski - szykują się już wszyscy na wesele Moniki w sobotę, a potem pojechałyśmy z mamą do szkoły, gdzie przejrzałam sobie kronikę od roku 1995. Cóż za nostalgia! Piękna rzecz. A potem w domu ogarnęłam tę kolekcję kapsli; 119 and counting.
W czwartek byliśmy z tatą najpierw na zakupki, a potem na łąkę po piołun - ależ pachnąca rzecz, fajnie by było zbierać sobie takie zioła całymi wiciami i pouwieszać potem w domu, żeby pachniały. No i w piątek wróciłam do Warszawy, pociągiem też jechało się super, naprawdę fajna sprawa. Krótkie wakacje, ale całkiem udane, było miło i na pewno podładowałam trochę baterie. Chociaż czas leciał zdecydowanie za szybko.