A mnie, rozmawianie spojrzeniami na przykład z Seulem, jak dzisiaj. No co się dzieje! :oo Prawda?
Dowiedziałam się, żę się ładnie uśmiecham, więc powinnam to robić częściej... I że jest niespodziewanie bardzo miły, ale o tym już się przekonałam od początku. Dziwne.
Dziwne? Może i nie?
Na ostudzenie mogę sobie zawsze dokładnie przypomnieć, jak przecież swawolili wierutnie z Buenos Aires. Kłuła mnie zazdrość, co oczywiście jest śmiesznie głupie. No, nie tak jak to, co pozwalałam sobie wyobrażać: z Szanghaj i Seulem w roli głównej. Niedobre, brzydkie rzeczy, grzech w chuj! Lecz jak mi się dobrze w międzyczasie pracowało!
Za karę mogłabym dostać ostro po dupie. Jak zauważył Mińsk, i tak już dostanę od tych wakacji, hehe. A to nie do końca prawda; ja akurat jestem bardzo szczęśliwa. Co ciekawe, nie jest to szczęście takie jak zeszłej zimy (pamiętnej/ wyjątkowo ciepłej/) wszechogarniające, ale co tu się dużo oszukiwać, płytkie. To jest takie, że ogólnie może nie ściele mi się różanym płatkiem do stóp w kryształowym pantofelku, ale jak już punktowo takie poczucie szczęścia mnie najdzie, to jest to no, głębokie raczej. W sumie oba te rodzaje nie są jeszcze tym, co jakoś idealnie być powinno. A jednak starczają, no coś takiego.