Dzisiaj na śniadanie zjadłam czekoladę, nusbajzera takiego dobrego oj dobrego z orzechami. Tak, całą tabliczkę. Tak, było warto i w ogóle nie dostałam z tej rzeczy żadnych nieprzyjemności. Wziąwszy zaś pod uwagę, że później na tym sakramenckim wułefie prawie zezgonowałam, no to się kaloriom raczej bardzo stało zadość.
Kapnęłam się dopiero w ogóle, że Hurts pod koniec września wydali nowy album. No więc go sobie zapuściłam i odniosłam wrażenie, że są w dobrej formie, i prostotą formy mnie ten album przekonał i że się go słucha przyjemnie i się nie rozczarowałam. I że to dobrze.