A zaczęło się właśnie od tego, że trafiłam sobie na genialny, idealny tumblereł pewnej kolejnej jedynej w swoim rodzaju, pięknej, udanej młodej dziewczyny która na pewno ma niesamowite życie, pełne wielkiego bólu, ale i smaku, szczęścia i wszelkiej magii i głębii na pewno. Tak tylko piszę teraz ja, która to zatopiona jestem w mdłej prozaiczności i zastygła już w tej obmierzłej gęstwinie w więziennym bezruchu.
Skoro nie pozostaje nic innego, mogę się po prostu resztę życia rozsmakowywać w tej niesprawiedliwości, cierpieniu, odrzuceniu i wypchnięciu poza wszelaki dostęp do czerpania z najzawrotniejszych doznań tej wędrówki ziemskiej. Nawet nie takie złe. Dołóżmy do tego jeszcze dołujące diety, odbierające kolejną przyjemność z patologicznego uzależnienia, którym jest dla mnie psychiczna żądza jedzenia i niekontrolowane zatracanie się w zmyśle smaku.
Żeby nie było przymało, to jeszcze, hm, chroniczne zawroty głowy, lecz żeby nie było zbyt prosto, to wcale nie ściśle fizyczne - raczej zupełnie abstrakcyjne, nieuchwytne, siedzące tylko w psychice, niemniej wciąż całkiem fizycznie uprzykrzające mi każdy dzień i przekreślające świszczącym cięciem nadzieję na życie jeszcze normalnie, kiedykolwiek.
Nie mówiąc już, że chciałabym sama dobrze wiedzieć, jak to jest być od zawsze taką piękną, charyzmatyczną, silną, pasującą do wszystkiego, wpasowaną w ten świat doskonale, w ten swój własny, niezastąpiony sposób... który tak bardzo ukryty jest gdzieś przede mną, wchłonięty kompletnie w jakąś czerń przerażającą! Do kurwy nędzy, zawtóruję połamanemu Alexowi, któremu tak doskwierały sponiewierane po skoku z okna kości, jak mi doskwiera własne istnienie po zrzuceniu bezwolnie w ten padół przeklęty, materialny.
Gdyby efekt na mnie jeszcze zechciał być jakości równej, do czego rzecz jasna potrzeba aparycji i osobowości w lwiej części diametralnie innej, daj Boże... a może to już sama nie wiem, jak by w końcu było lepiej, może to tylko są próżne roszczenia i śmieszne wręcz pretensje? Już sama nie wiem!! Tyle po prostu brakuje, aby choć trochę było znośnie, nie mówię już, żeby całkiem dobrze! Mogę potem tylko zazdrościć każdej wydarzonej dziewczynie, każdej sprawniejszej ode mnie jednostce... Albo i nie, żeby resztką godności nie zniżać sie do tak podłych uczuć, nie. I tak co mi zawiść pomoże.
Ale tamta dziewczyna jest naprawdę piękna.
A ja zakochałam się w tej piosence. Więcej warte te niecałe cztery minuty niż całe miesiące nieudolnego upychania swoich wybujałych marzeń w formę zupełnie nienadającą się do tego.
I zapisałam sobie w zeszyciku ów przepis na banakao! Chociaż nazwałam w uproszczeniu chłodnikiem bananowo-kakaowym. I że zawsze to lepsze od lodów ze sklepu, ot!
Choć to nieprawda.