A tu, śmieszna rzecz, znalazłam właśnie coś, co sama napisałam już te kilka lat temu. Moje własne słowa, he he:
"poczucie samotności oznacza, że najbardziej potrzebujesz samej siebie" - rupi kaur
czwartek, 30 kwietnia 2020
Editidat
Szukałam tego zdjęcia z ptasim mleczkiem, co je sobie kupiłam na początku pierwszego roku we Wro, ale nie znalazłam. W zamian zniesmaczyły mnie stare posty sprzed tych trzech, czterech lat, tak durnowato napisane, że aż korci młotkiem je rozwalić.
wtorek, 28 kwietnia 2020
W posłaniach wrzeszczą wrony
Jest przepiękna, śliczna, idealna pogoda. Ale ogólnie nie jest dobrze, przynajmniej teraz.
Wyszłam sobie sama nad stawik. Jedno ze znośniejszych miejsc w tej parszywej Warszawie.
Patrzę sobie na gołębie i inne ptactwo. Słodziaki. Ja uwielbiam je obserwować, a Dominika na przykład raczej nie obchodzą, wręcz uważa mój zachwyt nad nimi za śmieszny i głupi.
A że ktoś jest głupi, nieogarnięty i słaby to dostateczny powód żeby takiej osoby nie kochać, prawda? I nie można tworzyć dobrego związku z kimś, kto śpi za dlugo, wstaje za późno, gada za głośno, wszystko robi zbyt powoli i nie dość dobrze, nie jest duszą towarzystwa ani imprezowiczem, rzadko gotuje, lubi spać w dzień w pościeli, dużo gra w gothika, kiepsko ogarnia kilka rzeczy na raz, miewa trudności w podejmowaniu decyzji i wykazywaniu inicjatywy, woli siedzieć w domu niż wychodzić do ludzi, woli oszczędzać pieniądze niż nadmiernie je wydawać, często płacze i za bardzo wszystko bierze do siebie?
I co z tego, że ta osoba zawsze przekłada kogoś innego nad siebie, umie współczuć i wysłuchać, przejmuje się drugą osobą, unika kłótni i konfliktów, cieszy się drobnostkami w życiu, przykłada się do skończenia studiów, umie ciężko pracować jeśli trzeba zdobyć pieniądze, jest w stanie chodzić do pracy i zarabiać nawet jeśli druga osoba nie zarabia, jest bezinteresowna i jej pieniądze są też pieniędzmi tej drugiej osoby, ma w sobie ogromne pokłady czułości i miłości, potrafi w pełni zaufać i jest godna zaufania, potrafi męczyć się dla dobra kogoś innego, nie lubi sprawiać przykrości i zależy jej na szczęściu i zdrowiu drugiej osoby? Nieważne, prawda? Bo te złe rzeczy przeważają, tak?
Jak ktoś jest słaby psychicznie, miewa skłonności hipochondryczne i histeryczne, zmaga się od lat z problemami psychicznymi, z trudem wyszedł z brzydzenia się samym sobą, niechęcią do życia i poczuciem bezdennej beznadziei, bierze leki na łeb już od paru lat, często przytłacza go zbyt wiele naglących bądź skomplikowanych spraw w życiu, przez co słabo ogarnia, szybko braknie mu motywacji i popada w bezproduktywność, to trzeba taką osobę przekreślić, prawda? I jeszcze gnębić ją za to jaka jest i jaka nie jest, a powinna być, obwiniać, upodlać ją i zniechęcać jeszcze bardziej?
Tak się czuję, jak najgorszy debil, nic nie warty, tępy, niepotrzebny nikomu, zdolny tylko wkurwiać i przeszkadzać. Samej też mi bywało nieznośnie źle. A teraz i tego miewam dość.
Wszystko naprawdę na powrót spełza do tego pytania, żyć czy nie żyć. Zazdroszczę ludziom, do których to pytanie tak nie wraca bądź wcale jest im obce.
czwartek, 23 kwietnia 2020
Szczątki bubzoleum
Z nudów podzielę moje zajęcia uczelniane na te, co są drzazgą w dupie, czyli obeszłabym się całkowicie bez nich, i takie nawet uczable - albo wręcz całkiem ciekawe, albo przynajmniej ujdą.
No wiec: pisarstwo amerykańskie - drzazga w dupie
pisanie tekstów krytycznych które faktycznie jest plotkowaniem o szerloku holmsie - drzazga w dupie
filozofia - drzazga w dupie, z Natalią wykłady były mucha nie siada, ale ten semestr to porażka
protestantyzm brytyjski - drzazga w dupie
historia anglii - sama treść treść to może i drzazga w dupie, ale forma dzięki prowadzącej prof babci Emmie jest spoko uczable
historia angielskiego jezyka - tu mam mieszane uczucia bo niby drzazga w dupiu i nie chce się do tego siadać, ale jak już siądę to się wkręcam, przecież po pierwszych zajęciach w ogóle miałam spontaniczną zajawkę że się nauczę staroangielskiego - hehe, no raczej nie
składnia wykład i ćwiczenia - uczable, chociaż mają swoje strony pt. wtf??ee to prowadzący chociaż fajni, babka dobrze tłumaczy drzewka a gościu wkleja śmieszki do prezentacji
pisanie akademickie - w sumie na gwizdek to komu, ale specjalnie drzazgą w dupie nie jest, jedyne co to czasochłonne, zwłaszcza przy moim rozmemłanym stylu operowania słowem pisanym - w dodatku kurde angielskim, ale niech będzie że uczable
analiza konwersacji - też często wtf i muszę wytężać banię ale ogólnie to uczable
fonologia - to najbardziej uczable ze wszystkiego, i wykłady i ćwiczenia - złoto, szczerze to bym mogła zostawić tylko to i ew. syntaks plus historię angielskiego a cała reszta mogłaby pójść sobie w pizdu i nie zawracać mi w ogóle głowy
Piszę sobie nawet na karteczce dzień przed: zrobić to i to. Potem dzień ten nadchodzi, pamiętam o tej karteczce, ale i tak nic nie robię, tak jak teraz, po całym jałowym dniu zakopawszy się już w kołdrę. Zrobiłam dzisiaj pranie, umyłam włosy, poszłam z Dominiem na spacer, a tak to przetrawiłam godziny na graniu w gothika. Gram sobie teraz paladynem i np dzisiaj konsekrowałam sobie miecz i skroiłam nim przywódcę orków skitranego w jamie pod miastem, oraz innych orków rozbitych w grupkach po całej wyspie. Naprawdę nie chce mi się produkować za bardzo do tych zajęć gdy to wygląda, jak wyglada: te ciśnięcie online to nie jest kurde mój tryb. Nie mam motywacji. Jeszcze jak dedlajn nałożą, to chcąc niechcąc siądę i wystukam tego maila, albo i siądę do ekranu jak jest pora umówiona na lekcję - ale naprawdę, zaprawdę coraz bardziej odechciewa mi się tego beEeeEEeee.
sobota, 4 kwietnia 2020
Słabe kąsacze
Boże dopomusz. Sytuacja z początkiem kwietnia przedstawia się mianowicie: rozjebały mi się całkowicie okulary. Pomijając straszliwie zarysowaną prawą szybkę, przez którą już gówno widać, to odpadła mi całkiem lewa nóżka i najpierw próbowałam ją przymocować nicią i taśmą klejącą, potem Dominik mi to skleił kropelką, następnie znów się rozjebało i teraz mam to obwiązane taśmą. Leży mi to na nosie krzywo, non stop poprawiam i jebla można dostać.
Nasze miejsca pracy dalej zamknięte w pizdu, a ta śmieszna "tarcza antykryzysowa" okazuje się jakimś żałosnym 200 czy 300 zł, bo tylko tyle (jeśli w ogóle) mogę dostać w zapomodze od Zusu, skoro tyle dostanę w wypłacie za marzec. SUPER POMOC kurwo, jako że i tak nie mogłam przecież więcej wypracować w marcu, zresztą mało kto mógł i mało kto teraz dalej gdzieś pracuje, więc w dupę może sobie zus wsadzić tę całą pomoc, jak żadne 2 tysiące, a takiego chuja dają, świńskie pastuchy małego Egiptu.
Władze zakazały w ogóle oddalania się od domu na jakąś tam odległość, bo mogą nawet dojebać mandat. Dominik, we własnych słowach, już dostaje jobla od tego gnicia w domu. Najwyżej to można wyjść na śmietnik i koło trzepaka, niczym na więzienny spacerniak. Do sklepu wystaje łańcuszek gawiedzi w maskach, rękawiczkach i obowiązkowo 2 metry od siebie, przez co zwykłe zajście do sklepu to też teraz nie lada cyrk. Wewnątrz też jakieś barykady ruskie, obłożenie połaciami plastiku, gęste ofoliowanie i fosy ze smokami, a na dzień dobry jeszcze psikają ci w oczy śmierdzącą DEZYNFEKCJĄ.
W domu rozjebała się jeszcze deska do kibla, zresztą to już dawno i ciągle jest nienaprawiona, tak jak i ten klosz od muszli, gdzie pęknięcia zamalowałam kurwa lakierem do paznokci w fikuśne wzory, dla niepoznaki. Niby ciągle działa, ale dla następnych lokatorów to wiadomo, że tego nie zostawimy, bo przypał. Trzeba będzie więc wymienić tę deskę, tę pokrywę, kurwa kran w kuchni naprawić, bo bateria chyba się zjebała, w każdym razie jak się nie dociśnie dobrze, to kapie i jak tylko moich uszu dojdzie to KAP-KAP-KAP, to wkurw murowany.
Co tu jeszcze? A, na zalew maili z uczelni i uwieszanie się teraz tej instytucji na przyjebanym studencie już chyba narzekałam, więc tyle w tym temacie. Hmm, kluczyk do skrzynki też przepadł na amen, więc trzeba będzie w końcu tego ślusarza wezwać i wybulić na naprawę, bo póki co wszelką pocztę, a i tak są to głównie gównoulotki z reklamami, to wyjmuję wykałaczką do szaszłyka. Przy okazji gramolenia tam paluchów obcierając sobie knykcie i gniotąc kosteczki w dłoni, żesz kurła.
Już dosyć tego biadolenia, idę na kanapę.
Nasze miejsca pracy dalej zamknięte w pizdu, a ta śmieszna "tarcza antykryzysowa" okazuje się jakimś żałosnym 200 czy 300 zł, bo tylko tyle (jeśli w ogóle) mogę dostać w zapomodze od Zusu, skoro tyle dostanę w wypłacie za marzec. SUPER POMOC kurwo, jako że i tak nie mogłam przecież więcej wypracować w marcu, zresztą mało kto mógł i mało kto teraz dalej gdzieś pracuje, więc w dupę może sobie zus wsadzić tę całą pomoc, jak żadne 2 tysiące, a takiego chuja dają, świńskie pastuchy małego Egiptu.
Władze zakazały w ogóle oddalania się od domu na jakąś tam odległość, bo mogą nawet dojebać mandat. Dominik, we własnych słowach, już dostaje jobla od tego gnicia w domu. Najwyżej to można wyjść na śmietnik i koło trzepaka, niczym na więzienny spacerniak. Do sklepu wystaje łańcuszek gawiedzi w maskach, rękawiczkach i obowiązkowo 2 metry od siebie, przez co zwykłe zajście do sklepu to też teraz nie lada cyrk. Wewnątrz też jakieś barykady ruskie, obłożenie połaciami plastiku, gęste ofoliowanie i fosy ze smokami, a na dzień dobry jeszcze psikają ci w oczy śmierdzącą DEZYNFEKCJĄ.
W domu rozjebała się jeszcze deska do kibla, zresztą to już dawno i ciągle jest nienaprawiona, tak jak i ten klosz od muszli, gdzie pęknięcia zamalowałam kurwa lakierem do paznokci w fikuśne wzory, dla niepoznaki. Niby ciągle działa, ale dla następnych lokatorów to wiadomo, że tego nie zostawimy, bo przypał. Trzeba będzie więc wymienić tę deskę, tę pokrywę, kurwa kran w kuchni naprawić, bo bateria chyba się zjebała, w każdym razie jak się nie dociśnie dobrze, to kapie i jak tylko moich uszu dojdzie to KAP-KAP-KAP, to wkurw murowany.
Co tu jeszcze? A, na zalew maili z uczelni i uwieszanie się teraz tej instytucji na przyjebanym studencie już chyba narzekałam, więc tyle w tym temacie. Hmm, kluczyk do skrzynki też przepadł na amen, więc trzeba będzie w końcu tego ślusarza wezwać i wybulić na naprawę, bo póki co wszelką pocztę, a i tak są to głównie gównoulotki z reklamami, to wyjmuję wykałaczką do szaszłyka. Przy okazji gramolenia tam paluchów obcierając sobie knykcie i gniotąc kosteczki w dłoni, żesz kurła.
Już dosyć tego biadolenia, idę na kanapę.
środa, 1 kwietnia 2020
Róża musująca, niewiędnąca
Patti Smith i jej nowy duch tchnięty w tę pozornie nieduchową a przewałkowaną, niestety, brudnymi stópskami plebsu piosenkę - przy odkrytym dzisiaj różanym piwku z bąbelkami Somersby (które to -by pochodzi ze skandynawskiej naleciałości na język staroangielski, by oznaczyć osadę bądź coś takiego, co wiem z zajęć o historii języka angielskiego). Przy okazji wysiadywania nad pracami domowymi w postaci wirtualnego produkowania się tudzież chłonięcia informacji. Przy okazji większej rąbniętej kwarantanny, bo jeb, pandemia. That's a whole separate mood
Subskrybuj:
Posty (Atom)