wtorek, 28 kwietnia 2020

W posłaniach wrzeszczą wrony

Jest przepiękna, śliczna, idealna pogoda. Ale ogólnie nie jest dobrze, przynajmniej teraz.
Wyszłam sobie sama nad stawik. Jedno ze znośniejszych miejsc w tej parszywej Warszawie. 
Patrzę sobie na gołębie i inne ptactwo. Słodziaki. Ja uwielbiam je obserwować, a Dominika na przykład raczej nie obchodzą, wręcz uważa mój zachwyt nad nimi za śmieszny i głupi.
A że ktoś jest głupi, nieogarnięty i słaby to dostateczny powód żeby takiej osoby nie kochać, prawda? I nie można tworzyć dobrego związku z kimś, kto śpi za dlugo, wstaje za późno, gada za głośno, wszystko robi zbyt powoli i nie dość dobrze, nie jest duszą towarzystwa ani imprezowiczem, rzadko gotuje, lubi spać w dzień w pościeli, dużo gra w gothika, kiepsko ogarnia kilka rzeczy na raz, miewa trudności w podejmowaniu decyzji i wykazywaniu inicjatywy, woli siedzieć w domu niż wychodzić do ludzi, woli oszczędzać pieniądze niż nadmiernie je wydawać, często płacze i za bardzo wszystko bierze do siebie?
I co z tego, że ta osoba zawsze przekłada kogoś innego nad siebie, umie współczuć i wysłuchać, przejmuje się drugą osobą, unika kłótni i konfliktów, cieszy się drobnostkami w życiu, przykłada się do skończenia studiów, umie ciężko pracować jeśli trzeba zdobyć pieniądze, jest w stanie chodzić do pracy i zarabiać nawet jeśli druga osoba nie zarabia, jest bezinteresowna i jej pieniądze są też pieniędzmi tej drugiej osoby, ma w sobie ogromne pokłady czułości i miłości, potrafi w pełni zaufać i jest godna zaufania, potrafi męczyć się dla dobra kogoś innego, nie lubi sprawiać przykrości i zależy jej na szczęściu i zdrowiu drugiej osoby? Nieważne, prawda? Bo te złe rzeczy przeważają, tak?
Jak ktoś jest słaby psychicznie, miewa skłonności hipochondryczne i histeryczne, zmaga się od lat z problemami psychicznymi, z trudem wyszedł z brzydzenia się samym sobą, niechęcią do życia i poczuciem bezdennej beznadziei, bierze leki na łeb już od paru lat, często przytłacza go zbyt wiele naglących bądź skomplikowanych spraw w życiu, przez co słabo ogarnia, szybko braknie mu motywacji i popada w bezproduktywność, to trzeba taką osobę przekreślić, prawda? I jeszcze gnębić ją za to jaka jest i jaka nie jest, a powinna być, obwiniać, upodlać ją i zniechęcać jeszcze bardziej?
Tak się czuję, jak najgorszy debil, nic nie warty, tępy, niepotrzebny nikomu, zdolny tylko wkurwiać i przeszkadzać. Samej też mi bywało nieznośnie źle. A teraz i tego miewam dość.
Wszystko naprawdę na powrót spełza do tego pytania, żyć czy nie żyć. Zazdroszczę ludziom, do których to pytanie tak nie wraca bądź wcale jest im obce.