Z fajnych wydarzeń tego tygodnia to byliśmy w takim kebabie na peryferiach, gdzie było tak miło klimatycznie, mimo że taka budka, i pan nawet herbatkę podał, no miło. Poza tym wpadła znów mama, graliśmy w kniffla, co bardzo lubię, było dobre jedzonko, między innymi zupka warzywna i gołąbki, byliśmy razem tu i tam, chociażby w muzeum żydów polskich, w uniwersyteckim ogrodzie botanicznym, w teatrze na dobrym spektaklu - z panami Tyńcem i Barcisiem, świetni aktorzy, fajnie się oglądało.
A dzisiaj finał WOŚP-u, trzydziesty, pogoda co prawda paskudna, to chociaż w telewizji się pooglądało. Poza tym uczyłam się jeszcze trochę na egzamin, robiłam zadanka, mam do zrobienia jeszcze trochę w tym nadchodzącym tygodniu, zaliczenia jeszcze jutro i w czwartek. Chwilami jest trochę trudniej i nie czuję się, co tu dużo mówić, najlepiej, nachodzi mnie pogubienie, dezorientacja taka, zniechęcenie, bezsilność, ogólnie ciężkie takie myśli, złe przeczucia i tego typu gówno. I fizycznie zdarza się gorzej poczuć, ale generalnie jedno i drugie da się znieść, i tego się trzymam, że skro wciąż to wytrzymuję, to po prostu wciąż będę wytrzymywać, i do przodu. Byle mieć siłę, no i oby jak najczęściej czuć się jednak lepiej, i byle jak najdłużej. I do przodu! Będzie dobrze, TRZEBA w to wierzyć.