sobota, 8 września 2018

Irlandzkie imiona i rwanie trzewi

Dziwnie się czuję zainfekowana tą miłością do Seula, no ja jebe. Dołóż jeszcze jakieś poruszające konkretnie piosenki, i mów sobie że nie, nic na serio, wyjebane. A potem taka intoksykacja i nie śpi człowiek w pełni, sny jak karuzela albo stop lecz jeszcze osobliwsze, o ze spuszczonej z cugli wyobraźni nie wspominając.
Ale lepiej się mimo wszystko czuję tu w Polsce. Sprawy przejebane takie pozostają, a lepiej i tak. I kogo tu pojebawszy>
Najlepiej to jeszcze jak zabierze całkiem moje myśli od niego jaki inny, co go poznam teraz we Warszawie. Nie wiem, czy to lepiej i o ile, ale aby to zdrowsze już było, to lepiej takoj.
Że mi łatwo zawrócić w głowie? Niedoczekanie! Nic z tych rzeczy! Nie żebym sie aż tak zaklinała, ale nie!! Mimo to, sama przecież myślałam dokładnie o tym. Boże dopomóż, za mało się widocznie dostało po pizdeczce skoro już takie rzeczy w głowie. Za mało wszystkiego.
A kurwa banda zgrzytów i złamanych brzytew na serce tylko się czają, trucizny jeszcze więcej i przekleństwa rażącego urzekająco z tych nieszczęśnie błękitnych oczu, szkoda że chujarstwa i podłości w nich odzwierciedlonego się obejrzeć tak nie da, a przynajmniej ja nie umiem. A jak nawet umiem, to omamiona i tak ignoruję to. A potem zła to mogę być tylko na siebie, chuj byle to raz tak było. I może za dobrze sobie nawet z tym poradziłam, skoro a zaś przepadł w tę bezdenną beznadzieję.
No ja pierdole, bo przecież to jest beznadziejne jak na dłoni. Męskiej dłoni, takiej pięknej którą AŻ się prosi-- ale tak ostatecznie to będę chłodnoroz sądna, przecież umiem.