sobota, 28 stycznia 2017

Mój wysoki, szczupły, długowłosy, jasnooki, niezwykły, długowłosy, bijący indywidualnością, długowłosy

Zabrałby mnie w te Walentynki do kina. Na Jackie. Albo na Split. Albo La La Land. Żadnego z tych filmów (jeszcze) nie widziałam, ale na pewno obejrzę. A tak, to bym oglądnęła z nim. Mogłabym złapać go w kinie za rękę, albo gapić się na niego, zamiast w ekran, i pochylać się, żeby go całować, jeśliby tylko nie przeszkadzało mu to w oglądaniu filmu. Byłoby tak cudownie. Kiedyś pewnie jeszcze będzie, ja się ciągle niezbicie i dzielnie łudzę, po prostu już jestem niecierpliwa ogromnie i zachłanna, ale cóż. Przecież idzie wytrzymać, prawda?!
Idąc, trzymałabym go za rękę albo pod ramię, jak najbliżej niego. Poszlibyśmy sobie do jakiejś przemiłej kawiarenki albo innego takiego miejsca. Zeżarłabym wtedy jakąś okropnie kaloryczną, przepyszną słodkość, razem z nim, i nie miałabym najmniejszych wyrzutów sumienia, będąc niewysłowienie szczęśliwa zamiast tego. I mogłabym z nim gadać o wszystkim. Mówić mu absolutnie wszystko, bez wyjątku, a on mi. I byśmy się rozumieli najdoskonalej we wszechświecie. Albo nawet bez słów i rozumielibyśmy się we wszystkim. Spojrzeniem, dotykiem, obecnością swoją moglibyśmy się najlepiej porozumieć. Przytulalibyśmy się jeszcze częściej, niż całowali. Ja kochałabym studiować jego rysy twarzy, badać je w niemym zachwycie najczulej, jak tylko potrafię. Jego cudowne brwi, rzęsy, powieki, delikatność kości policzkowych, najpiękniejsze z możliwych usta jego. Elektryzującą w rozkoszy górną wargę, i jeszcze bardziej nieziemską dolną, i szorstkie w zaroście policzki jego, i skronie, i podbródek. Jeśli bym nie umarła z zachwytu, z rozkoszy, ze szczęścia, to tylko dlatego, żeby się nie rozstawać z nim i tym wszystkim.
A jego dłonie! Jego silniejsze, mocniejsze, bardziej stanowcze, bardziej spokojne, najbardziej męskie, przecudowne dłonie. Nie mogłabym się nacieszyć nimi na pewno, nasycić się ich bliskością, ich dotykiem i cudem niewyobrażalnym, jakim są dla mnie, tak jak on cały w ogóle. A włosami jego, to już w ogóle, o...
Swoje bym mu dała też do zabawy, do czesania, żeby mi zaplótł warkocza, cokolwiek. I żeby mi dał tak choć raz ogolić go maszynką na twarzy. Ostrożnie. On by mógł tylko patrzeć na mnie, a ja bym goliła mu pyś, subtelnie i z duchowym wręcz namaszczeniem. Weszlibyśmy pod prysznic kiedyś razem. Umyłabym go na pewno nawet milej, niż ta Hanna z Lektora. A on mnie by mógł też. Też tylko co by chciał. Wszystko. Ja bym tak chciała. Wszystko. Dać mu siebie, wszystko z siebie, i wszystko, wszystko. Zwariuję zaraz serio. A taka niby jestem spokojna. Może tylko pozornie.
Czuję się w sumie jak gówno. Niby już lepiej sama ze sobą, ale momentami, naprawdę, tak właśnie.
Powinnam się nie przestawać malować szminką, i kupować jakieś wymyślne szmatki w szmateksach, i kredką też się malować do tego, i czesać sobie moje rozpuszczone włosy i nie przestawać ich zapuszczać, i obwieszać się moimi błyskotkami tak samo, i karmić do syta pewnością, że wyglądam zajebiście i taka w ogóle pewnie jestem. Po prostu tak sobie powtarzać w kółko, może cokolwiek i uwierzę tą swoją pustą, oporną banią.
Szkoda, że w sumie dziewczyny mnie w ogóle nie pociągają. Próbowałam to sobie wielkokroć wyobrażać, trochę też wmawiać, i mogłabym pewnie zlesbić się totalnie i związać z jakąś inną postrzeloną nimfomanką. Ale dalekie to jest od mojego pożądania obłędnego względem mężczyzn. Cóż, jeśli wszystkim homofilom przychodzi to tak naturalnie, jak mi hetero, to tylko pozazdrościć. Do kurwy nędzy, kurwa, no naprawdę. Excuse moi.
A ja tak gniję spirytualnie i kordialnie, zamiast się wziąć za fonetykę, zadanie robić, z gramatyki powtarzać, o wbijaniu sobie do łba literatury i amerykańskiej już nie mówiąc! Ssziit! Będę prawdopodobnie poprawiać coś, przy takim obrocie rzeczy. Cóż, pierwsza poprawka, czy nawet dwie od razu, to jeszcze nie dramat.
Dzisiaj zobaczę Metro z Agą i mamą, jutro zobaczę chrzestnego, ciocię i mojego pięcioletniego braciszka ciotecznego, fajniuteńko, potem tydzień jeno i praktycznie ferie. I trochę wolnego. A ja będę jeszcze świetnie chudnąć, i wiosna już będzie nadchodzić, i nowy semestr też się rozkręci, no żyć nie umieraaaaaać.