poniedziałek, 8 maja 2017

Za to jabłuszka jakie niektóre są smaczne

Ładną napisałam pracę, dumna z niej jestem. Tę o komediach, bo dużego eseju jeszcze nie. Może i jest się do czego przyczepić, ale nawet jeśli pani Ce Jay się przyczepi, to nie będę jej miała za złe, bo mimo wszystko to nawet fest ją lubię. Też bym się może coś porozgryzała w to moje esejątko i przyczepiła, ale skończywszy czytać stwierdziłam i tak, że dobre mi wyszło. Dobre, że mniam.
Co za to jest nie mniam? Muszę napisać, coby przelać z siebie trochę to obrzydzenie, które targnęło mną dziś po wizycie w kiblu na ifie. Otóż: pierwsze piętro, ja na różowo, bo te spodenki ładne nowe i łososiowa moja bluzeczka. Tak pastelowo. Na to ta moja rubber soul, włos rozpuszczony, o jak mi się spodobało, że tylko przy okazji kopsnięcia się do ksero, i na ifę przy okazji, takam ja wystrojona i czuć się mogę jakże... ładnie. Doprawdy, upodobało mi się nynie to słowo.
Cóż, jak sobie wracałam raz gorącym końcem marca jakoś, w czarnym tylko podkoszulku, i jakiś losowy pijaczyna czy inny dość młody jeszcze oblech bełkotnął na mnie przelotem, że "jakie ładne cycki", koniec cytatu, to nie zrobiło mi się nawet przykro. Wręcz przeciwnie. Też mi było szkoda luja, ale nie był chociaż jakoś rażąco odpychający, no i sam komentarz mogłam potraktować jako ździebko kulawy komplement. Ale zawsze. Milszy był nawet ów cycoamator niż ten następny, w bramie, co to połasił się od razu na rękoczyn.
Tym bardziej wzdragam się na wspomnienie przykrzejszego jeszcze momentu (całe szczęście, że równie krótkiego), w kiblu rzeczonym dzisiaj. Mianowicie: ja nie uprzedzam się bezpodstawnie do ludzi. Nawet, jak kogoś z miejsca nie lubię, to naprawdę wyzbywam się z siebie tego irracjonalnego uczucia, ażeby dana osoba nie znała ode mnie nijakiej antypatii. I, słowo daję, pilnuje się z tym zawsze; dość, że samej zdarzało mi się posmakować złych wibracji, wstrętnych, choć śmiem wątpić, abym aż tak na nie zasłużyła. No, w każdym razie, obłapiłby mnie był prawie ten zboczony oblech, który na pierwszy rzut oka już nie spodobał był mi się, gdym go gdzieś tam zoczyła wlokącego się po korytarzu. Jako, że kreatury tej nie znam nijako bliżej, to oczywiście - jak zresztą wszyscy chyba - dyskretnie nie zwracałam na niego nadmiernej uwagi. Można było przeżyć nawet, jak zaświecił przed nami rowem na wykładzie; chociaż Evy Rainbow śmiała się z tego i spojrzała na mnie więcej niż wymownie. Słyszałam, jak Sylwia mówiła, że czemu to on tak niby siada koło niej specjalnie na owym wykładzie właśnie. No, a dzisiaj to mnie nawiedził incydent... jakże niesmaczny.
Najznamienitsze w tym wszystkim, jak w ogóle - jak nie ja - zachowałam twarz i wyszłam stamtąd po prostu jak najszybciej, w zasadzie nie poruszona wewnątrz ani trochę. Dopiero później, teraz znaczy, jak mi się to przypomniało, to pomyślałam sobie po prostu: jakie fuuuuuuj..... He, mogłabym mieć jeszcze jakieś ludzkie uczucia w stylu 'o jak mi go żal, biedactwo nie dość że poszkodowany przez los to jeszcze zbok', no ale hola, hola!! Dobrze, że szarpnęłam się odruchowo i powiedziałam, cicho a spokojnie, "możesz mnie zostawić"? Zadziwiające, że typ od razu zreflektował się, beknął jakieś "ee tak, mogę, dobra, sorry", jakby nie kontaktował co on w ogóle odpierdziela.
W sumie mogłam rzucić coś złośliwszego na odchodne, na przykład, żeby zrobił coś ze sobą jak tak mu dziewczyny brakuje. Albo w ogóle zapytać, co on do cholery robi w babskiej toalecie?! Albo też spanikowana zwiać, bez słowa, przejęta zbytnio, żeby wydusić z siebie cokolwiek.
A tymczasem powiedziałam, dalej nijak nie wzruszona: "nie rób tego nigdy więcej". I wyszłam. Że mydła przez tego zboka nie zdążyłam z rąk zmyć, to pofatygowałam się jeszcze na drugie piętro, tam sobie dokończyłam i w zupełnym spokoju opuściłam ifę, dziwiąc się tylko sobie gdzieś tam cichutko: DZIEWCZYNO SKĄD TY MASZ TAKIE NERWY?
To ja się miałam za strużkę nerwicy, galaretę miękką i słabiznę! A tu się okazuje, że nie?
No i poszłam sobie na ksero, wydrukowałam moją śliczną pracę na pisanie, a potem nawet kopsnęłam się jeszcze do hebe po te wkładki, co to i tak je miałam kupić. Przy okazji kupiłam sobie nową pastę do zębów z przeceny, a miła pani przy kasie dała mi jeszcze uroczą torebeczkę i gratis nowy magazyn, o!!
I jakże miło jest w tym Wrocławiu, pomimo wykolejenia odpryskającego na mnie niesmacznie tu i tam!
Żeby tak dla odmiany jakiś przystojniak wkroczył do akcji, to NIE, karwasz barabasz u.u
W sumie. To było nawet śmieszne!