niedziela, 20 maja 2018

Pięćdziesiąt cytryn

Jak wrócę jutro, napiszę w końcu w tym żółtym zeszycie zamiast tu. Zamiast, znaczy, nie tylko tu. Dzisiaj pomagałam trochę w bufecie przy zawodach strażackich, nawet dostałam grochówki za darmo z tej racji. Fajnie. No i przepysznie ogólnie, aż ożarłam się za dużo. Ale zważyłam się pierwszy raz od dawna i przynajmniej ważę te o prawie sto dziesięć mniej od wzrostu, czy jak to się liczy. Zresztą, waga to tam... A cytryny to były trzy, ale za trzy pięćdziesiąt. A może to były pomarańcze? A ja już tak bardzo, ale to tak bardzo otrzęsłam się i zobojętniłam prozdrowotnie po tym szambie przez które przenurkowałam tak niefajnie. Jedynie może widzieć go jeszcze na zajęciach to chuj. Trochę. Dobra, nic o chujach więcej, bo oszaleję.
Poznajesz? Na koniec ten, co wygrał.