Umarło się The Lizard Kingowi czterdzieści siedem lat temu. Wow, zaraz to pół wieku będzie, bożesztymój. A pięć lat temu jakoś kupiłam sobie to Czekając na Słońce - pierwsza moja płyta, jaką w ogóle zakupiłam do kolekcji. Większość od tego czasu to gdzieś powykosztowałam się po empikach. Niderlandzki ten taka wypadkowa angielskiego i niemca, fajne to. A fonetyka fascynująca. Że ja nie śpię o tej godzinie, czemu? Bo mi się nie chce. I mogę.
Poznawanie swojej wartości może być aż przerażające - tyle się w człowieku zmienia, nadbudowuje, obala aby wypiętrzyć, rozrasta i umacnia. Coś niepojętego to jest. Ja będę chciała stać się i zostać już taką kobietą pełną najlepszych wartości, wyjątkową i jaśniejącą najznakomitszym przykładem, jednostką emanującą siłą i pewnością siebie. To jest dopiero piękno, aż serce nie może tego znieść i boli, i ściska w zachwycie.
Dramatyzm w sumie nie jest taki zły. Nie musi. Bywa, ale potrafi też dodać smaczku bezpretensjonalności i chwała za to jemu i wszechprzepływającej harmonii, jakkolwiek by te jej przepływy nie dysproporcjonowały i zapątywały się nieraz chaotycznie a przezabawnie!