Emigracja (pustka). To na określenie tego trzeciego roku. Tak, jeszcze on trwa a nawet praktycznie dopiero co się napoczął i tak, jeszcze się może zmienić, ale na razie ta nazwa jest dosłownie najodpowiedniejsza. Pustka właśnie z małej i w nawiasie bo nie jest czymś decydującym i pierwszoplanowym, nie zamieżam przeceniać i wyolbrzymiać roli tego błędu, którym był ów nieudany związek i emocjonalno-egzystencjalistycznych konsekwencji z nim związanych. A ta emigracja to się tyczy i Krajów Niższych i ojczyźnianej stolicy, jako usytuowania mego najaktualniejszego.
Nie raz się, prawda, zastanawiałam już że jakby kto inny miał czytać te moje brednie to wziąłby z łatwa za pretensjonalne bzdury i mętne paplanie, jednak trafiłam przez cudownego zapartego na sohayo i pooglądawszy a nasłuchawszy się jej, szczęśliwie wyprowadziłam się z błędu, że jakkolwiek taka opinia innych powinna mnie obejść. Mówię, jak mi się podoba i niech tak pozostanie amen. Chuj w dupę hejterom. Też nieszczęśników trzeba kochać, ale chuj w dupy im.
Trochę mnie wzięło na sentymenty, widocznie dalej to się mnie ima w reakcji na owe piosenki, które kojarzą się bardzo konkretnie z przeszłością i wiadomymi przeżyciami. Jeszcze grunt, jak jest to w sumie nieszkodliwe i łagodnie nostalgiczne, gorzej, jak zaczyna w opór rozrzewniać i boleć, jak zadrażnianie gojącej się w świętym spokoju rany. Na to nie można pozwolić. W takimże spokoju należy zostawić, a wracać dopiero, jak już się zdroworoz sądkowo potrafi z obliczem zwrócić ku takiemu demonowi, wtedy niejako tę inwazyjną siłę się mu odbiera. I dotykanie samej blizny już tak nie boli, nawet jak dalej patrzenie na nią się może kojarzyć z rzeczami; no to jak już się zabliźniła, to jej się na powrót nie rozbabrze i tak ma pozostać alleluja.
Muzeum poprawia pamięć. Teatr podnosi poziom empatii. Pe-pe. Cierpliwość poziomu-platynowego. Muzyka trzymie w życiu przy zdrowych zmysłach.