Słów brak i najgorsza we wszystkim ta niemoc, bezsilność na ludzką tępotę i szkodliwość.
"poczucie samotności oznacza, że najbardziej potrzebujesz samej siebie" - rupi kaur
czwartek, 24 lutego 2022
Is this the real life? Czy jakiś koszmar.
Słów brak i najgorsza we wszystkim ta niemoc, bezsilność na ludzką tępotę i szkodliwość.
środa, 23 lutego 2022
W trakcie czwartego tygodnia lutego
Jestem teraz na uczelni. Siedzę przy laptopie. Wzięłam, bo trzeba było wziąć na seminarium.
Pieką mnie oczy. Nihil novi, zwłaszcza że siedzę przy wysuszającym powietrze grzejniku, a poza tym malowałam rano oczy, a po tym zwykle też mnie lubią szczypać.
A propos zajęć, to też się dzisiaj spóźniłam jakieś szesnaście minut. Ale profesor się spóźnił pół godziny, więc przynajmniej nie miałam takiego przypału. A to wszystko w konsekwencji nawracających cyrków na mieście, tym razem dość grubych, bo akurat około południa poblokowane, zakorkowane i obstawione policją były okolice Powiśla i Centrum. Bo kanclerz Niemiec przyjechał, bo wypadek, bo strajk rolników - jeden ch.., zawsze się znajdzie coś.
Najpierw oczywiście się zdenerwowałam i cisnęły się na usta komentarze i zażalenia dotyczące całej sytuacji, ale starałam się jakoś uspokoić, zracjonalizować - że to przecież nie moja wina i w ogóle i tak nie mam na to wpływu, więc ostatecznie udało mi się tę irytację jakoś zrównoważyć gorzkim rozbawieniem.
Poza tym dalej mam wrażenie, że jet trochę lepiej. Wypiłam sobie właśnie herbatę w papierowym kubku z żabki, zjadłam nawet pączka. Niechby dalej tak było w miarę dobrze, a nawet lepiej, ale na pewno nie na powrót gorzej.
Pandemia, korki na mieście, inflacja, wojna z Rosją, itd - wzruszyć na to ramionami. Pokręcić głową, machnąć ręką. W ogóle zatańczyć. XD No bo co?
poniedziałek, 21 lutego 2022
Only romaticizing pulling life up high
poniedziałek, 14 lutego 2022
Z drugiego tygodnia lutego
Krótki wpis. Mija drugi tydzień lutego. Jest trudno, jest ciężko. Praca, obowiązki, nieporządek na świecie, sprawiedliwości brak, pomocy brak, tylko sidła systemu, uwiązania, podatki, wszystko aż do porzygu kręci się wokół pieniądza.
Nie nowością jest, że można by utyskiwać bez końca, do przysłowiowej usranej śmierci (i przysłowiowego jednego dnia dłużej), a nie zrobiłoby to kompletnie żadnej różnicy, nie zmieniło nic na lepsze, niż gdyby od razu odpuścić sobie to całe pierdolamento.
To narzekanie, wymądrzanie się, czarnowidzenie i negacenie to jest korkociąg i raz się zacznie, to człowieka zasysa jak zawirowany odpływ w zlewie i tylko do ścieku, przepadł, lepiej w porę powiedzieć sobie: dość. I ja mówię sobie dość, dlatego leżę, trochę z zamkniętymi oczami, trochę z otwartymi, trochę się skupiam, trochę odpływam, wszystko byle uchronić się od porażenia przez jasny szlag.
To naprawdę kosmicznie dalekie od żartów, kiedy odejście od zdrowych zmysłów i od życia wisi na cienkim a napiętym włosku. Daj *boże* nie zwariować. Teraz więc sobie obejrzę choć kawałek serialu, choć oczy się kleją, a potem w sen, oby tylko był jak najbardziej spokojny, tak samo jak kolejny dzień w tym dziwnym, dziwnym miejscu.
czwartek, 10 lutego 2022
Pierwsze półtora tygodnia lutego
Jestem. Żeby nie było, to coś tam napiszę. Chociaż za bardzo mi się nie chce, za to spać - się chce. Oczy się kleją. Ukochany w pracy siedzi, znaczy jeździ. Biedny, dobrze że ta praca jakakolwiek jest, ale niedobrze że warunki tyle pozostawiają do życzenia. Ja też szukam jakiejś pracy i oby szybko się znalazła, i oby była znośna, i obyśmy mieli dostatek pieniędzy, a ponadto dobre zdrowie, i mogłabym tak kontynuować ten koncert życzeń, ale pozostaje tylko się starać i wierzyć. Tymczasem powoli już dobranoc.
niedziela, 6 lutego 2022
Dzisiaj nagle
Jak za starych dobrych czasów, wklejam pioseneczkę. Ech.
I mam kilka rzeczy do napisania, pozytywnych. A może jeszcze ważniejsze, realistycznych. Nie, że tylko co złe i pogrążające, to prawdziwe i trwałe. Dobre też trwałe i też prawdziwe, chociażby dla jakiejś równowagi, o ile ma być w ogóle takowa po coś.
1. W tym filmie Marsjanin gostek na koniec mówi w odniesieniu do swoich przeżyć, że jak jest już bardzo źle, tak najgorzej, fatalnie, to albo się poddajesz i jest już po tobie, albo jednak idziesz w zaparte, walczysz z tą chujnią, i - co się okazuje, możesz wtedy wygrać i jeszcze jest normalnie, jeszcze jest dobrze, choćby i nieomal to wszystko przepadło. Jednak się daje uratować, jednak można wygrać.
2. A na to durne pytanie "po co?", które tak podkopuje właśnie pod wszelkimi staraniami, tak można odpowiedzieć: no dobra, może i "po co", bo i tak umrzesz, ale skoro miałabyś umrzeć już zaraz, to jednak nie byłoby żal, nie bałabyś się, nie chciałabyś się jednak cofnąć? Więc może to jednak uszanować, jednak jakoś się przekonać do dobrego myślenia, uporządkować to tak w głowie, żeby więcej to rozumowanie tak się nie wypaczało i nie mieszało, bo wtedy to i faktycznie trudno się ogarnąć i wszystko by można kwestionować. A to bez sensu i lepiej w ten sposób sobie jednak tego życia nie marnować.
3. Tyle osób naprawdę dobrych, wartościowych, ciekawych, utalentowanych, pięknych, przechodziło przez równą albo i jeszcze gorszą, może nawet wiele gorszą chujnię, i albo z tego wychodzili, albo walczyli długo i ciężko, albo kończyli tragicznie, i mając to na uwadze, nie powinnam pewnie użalać się aż tak na swoim życiem, bo jest co doceniać. A te trudności, pech, siatkę tych przeplatających się pocisków od losu należy jednak bagatelizować, patrząc obiektywnie, jak dużo, dużo gorzej jeszcze mogłoby być. A nie jest. Więc znów najprawdziwszy ten banał, że drobiazgami trzeba się cieszyć i naprawdę nic mądrzejszego nad to się nie wymyśli.
4. A propos widziałam na tvnie rano wypowiedź Joanny Kurowskiej, która właśnie mówiła, że ona skupia się mimo wszystko na tej pozytywnej stronie swojego życia, bo gdyby uległa tej negatywnej, to by dawno zwariowała. Jak ja się z tym utożsamiam. Z tym, że tej kobiecie umarli matka, ojciec, brat, siostra, mąż, nawet dziecko. I tak sobie myślę, ja i bez takich tragedii się rozpadam, a co, jakby i mi najbliżsi poumierali, jak ja bym się wtedy trzymała? A tak to umierałam już ze strachu przed, powiedzmy, wyimaginowanym rakiem, którego jednak, jak się okazało, nie miałam te trzy, cztery miesiące temu, kiedy robiłam ten rezonans i wynik wyszedł najprościej mówiąc nierakowy. Toż naprawdę niech sobie człowiek daruje durne nakręcanie się, wyobrażanie wszelkiego najgorszego, czarnowidzenie, negacenie.
5. Żeby to się tylko samo tak nie nakręcało, że właśnie pomyśleć coś pozytywnego to trudno, blado wychodzi i zaraz ulatuje, za to strachy jakieś i inne demony jak najdą, to osiądą ciężko i człowiek naprawdę bliski zwariowania i zejścia. Oczywiście, że lepiej się skupiać na tej pozytywnej stronie, ale w tym trudność, że ta negatywna strona cholerna potrafi być silniejsza, i ty złym myślom mówisz: wypieprzać, a one ci mówią: NIE, i bądź tu mądry. To jak ze żmudnym budowaniem misternego domku z kart i rozwaleniem go w sekundę jednym dmuchnięciem. Po prostu to złe ma to do siebie, że przychodzi za łatwo. Ale skoro można walczyć i da się pokonać, i chwilami naprawdę potrafi być lepiej, to to jest właśnie twoja wygrana.
A czemu siedzę tak późno po nocy? Otóż chłop jest na nocce i tak się trochę solidaryzuję, że jak on wróci nad ranem, to oboje w dzień odeśpimy, żebym się ja tu nie tłukła i nie budziła jego, zważywszy że mieszkamy w kawalereczce.