niedziela, 6 lutego 2022

Dzisiaj nagle

Jak za starych dobrych czasów, wklejam pioseneczkę. Ech.

I mam kilka rzeczy do napisania, pozytywnych. A może jeszcze ważniejsze, realistycznych. Nie, że tylko co złe i pogrążające, to prawdziwe i trwałe. Dobre też trwałe i też prawdziwe, chociażby dla jakiejś równowagi, o ile ma być w ogóle takowa po coś.

1. W tym filmie Marsjanin gostek na koniec mówi w odniesieniu do swoich przeżyć, że jak jest już bardzo źle, tak najgorzej, fatalnie, to albo się poddajesz i jest już po tobie, albo jednak idziesz w zaparte, walczysz z tą chujnią, i - co się okazuje, możesz wtedy wygrać i jeszcze jest normalnie, jeszcze jest dobrze, choćby i nieomal to wszystko przepadło. Jednak się daje uratować, jednak można wygrać. 

2. A na to durne pytanie "po co?", które tak podkopuje właśnie pod wszelkimi staraniami, tak można odpowiedzieć: no dobra, może i "po co", bo i tak umrzesz, ale skoro miałabyś umrzeć już zaraz, to jednak nie byłoby żal, nie bałabyś się, nie chciałabyś się jednak cofnąć? Więc może to jednak uszanować, jednak jakoś się przekonać do dobrego myślenia, uporządkować to tak w głowie, żeby więcej to rozumowanie tak się nie wypaczało i nie mieszało, bo wtedy to i faktycznie trudno się ogarnąć i wszystko by można kwestionować. A to bez sensu i lepiej w ten sposób sobie jednak tego życia nie marnować. 

3. Tyle osób naprawdę dobrych, wartościowych, ciekawych, utalentowanych, pięknych, przechodziło przez równą albo i jeszcze gorszą, może nawet wiele gorszą chujnię, i albo z tego wychodzili, albo walczyli długo i ciężko, albo kończyli tragicznie, i mając to na uwadze, nie powinnam pewnie użalać się aż tak na swoim życiem, bo jest co doceniać. A te trudności, pech, siatkę tych przeplatających się pocisków od losu należy jednak bagatelizować, patrząc obiektywnie, jak dużo, dużo gorzej jeszcze mogłoby być. A nie jest. Więc znów najprawdziwszy ten banał, że drobiazgami trzeba się cieszyć i naprawdę nic mądrzejszego nad to się nie wymyśli.

4. A propos widziałam na tvnie rano wypowiedź Joanny Kurowskiej, która właśnie mówiła, że ona skupia się mimo wszystko na tej pozytywnej stronie swojego życia, bo gdyby uległa tej negatywnej, to by dawno zwariowała. Jak ja się z tym utożsamiam. Z tym, że tej kobiecie umarli matka, ojciec, brat, siostra, mąż, nawet dziecko. I tak sobie myślę, ja i bez takich tragedii się rozpadam, a co, jakby i mi najbliżsi poumierali, jak ja bym się wtedy trzymała? A tak to umierałam już ze strachu przed, powiedzmy, wyimaginowanym rakiem, którego jednak, jak się okazało, nie miałam te trzy, cztery miesiące temu, kiedy robiłam ten rezonans i wynik wyszedł najprościej mówiąc nierakowy. Toż naprawdę niech sobie człowiek daruje durne nakręcanie się, wyobrażanie wszelkiego najgorszego, czarnowidzenie, negacenie. 

5. Żeby to się tylko samo tak nie nakręcało, że właśnie pomyśleć coś pozytywnego to trudno, blado wychodzi i zaraz ulatuje, za to strachy jakieś i inne demony jak najdą, to osiądą ciężko i człowiek naprawdę bliski zwariowania i zejścia. Oczywiście, że lepiej się skupiać na tej pozytywnej stronie, ale w tym trudność, że ta negatywna strona cholerna potrafi być silniejsza, i ty złym myślom mówisz: wypieprzać, a one ci mówią: NIE, i bądź tu mądry. To jak ze żmudnym budowaniem misternego domku z kart i rozwaleniem go w sekundę jednym dmuchnięciem. Po prostu to złe ma to do siebie, że przychodzi za łatwo. Ale skoro można walczyć i da się pokonać, i chwilami naprawdę potrafi być lepiej, to to jest właśnie twoja wygrana. 

A czemu siedzę tak późno po nocy? Otóż chłop jest na nocce i tak się trochę solidaryzuję, że jak on wróci nad ranem, to oboje w dzień odeśpimy, żebym się ja tu nie tłukła i nie budziła jego, zważywszy że mieszkamy w kawalereczce.