Dzisiaj to mam o czym nawijać! To będzie taki normalny post, najnormalniejszy o tym, co się dzisiaj działo, o różnych ciekawych rzeczach. A było ich dzisiaj z trocha.
First, miałam rano te egzaminy ustne i odpowiadałam w parze z Martynką, i bardzo dobrze, i dostałam potem czwórę i super. Wziąwszy pod uwagę, że cała byłam jak ten kłębek nerwów i dłonie mi się pozamieniały w spotniałe węgorze, aż długopis mi się ślizgał przy zaczynianiu notatek.
Ile pogadałam z dziewczynami, a zwłaszcza z Martyną, to też super. Jak się tak czekało na swoją kolej albo już potem, na wyniki. Mimo tych szpileczkowatych nerwów, było dzisiaj bardzo fajnie i łagodnie, nawet. Potem z uczelni wyszłyśmy razem, M sobie poszła do empika, a ja na lody. Jaka świetna pogoda była jeszcze (choć trochę za duszno), żarłam rożek czekoladowych a potem słony karmel, i złaziłam kawał świata. A przynajmniej nieco dalsze zakamarki miasta, w których wcześniej moja stópka w laczku jeszcze nie postanęła.
Ten słony karmel był pycha. Dwie godziny w sumie tak wędrowałam! Nawet z kawałkiem.
Później z kolei się już rozpadało, a najlepsze że wyszłam tuż wcześniej na pączka, ale zanim do pączkarni doszłam, już mnie kropelka jedna z drugą z góry polizała.
Ten moment, jak się wgryzłam w cieplutkiego pąka rafaello z wiśniami, mmm pycha. Może trochę przesadziłam już z tym żarciem, ale nie dałam i nie daję już wyrzutom sumienia zepsuć mi takich małych radości życia. Bo to by było chore! Więc nie daję.
Nawet, jak tak łaziłam sobie sama, najedzona za nie przez siebie zarobione pieniądze i tyjąca od pochłoniętych kalorii, nie czułam aż tak przeszywająco, jakobym jednak potrzebowała mężczyzny. Owa rwąca żądza nie opuściła mnie może na dobre, lecz dała mi niejako spokój. Przynajmniej dzisiaj i w takich okolicznościach.
Wróciłam za to do domu cała mokra, tak się rozpadało! Mimo, że przeczekałam jakieś dwadzieścia minut w dominikańskiej, walnąwszy sobie nawet podwieczorek w marche bistro. Śmieszne to było, tak siedziałam mokra jak zwierzę. Ale ludzie to są jacy kochani! Albo mnie nie zauważali, albo z odruchową tylko ciekawością i tak przelotnie, dyskretnie zwracali uwagę na te moje włosy w strąkach i lepiącą się sukienkę. No, słowo! Śmieszne!
"poczucie samotności oznacza, że najbardziej potrzebujesz samej siebie" - rupi kaur
wtorek, 27 czerwca 2017
poniedziałek, 26 czerwca 2017
Cieniutki nawias ciągnący się jak chińczyk nić
No teraz to już mnie boli głowa, ćmi raczej tak, i gorąco jest dalej. Ale to cały dzień taki duszny, i w ogóle ostatnio, huff puff. Mimo, że jak wyszłam dzisiaj, to dęło wietrzycho że ho, ho! A mi i tak było gorąco! He he!
Stwierdziłam, że nie będę narzekać. Znaczy się, wcześniejsza jeszcze myśl: że kogo to w ogóle obchodzi, te rzeczy co bym nie napowypisywała. Zwłaszcza, jak bardziej zapuszczę się w inne czyjeś blogi, jutuby, wpisy czy cokolwiek. Oczywiście, każdy ma swoją unikalną historię i niepowtarzalne życie. Tak, każdy cierpi więcej lub mniej. Tylko im dłużej tak i więcej się nachłonę czyichś innych wyznań czy czegoś, takiego innego człowieka z tym całym nim i jaki on jest (tak maskulinizuję, a w sumie to chodzi o dziewczyny i to mniej więcej moje rówieśniczki, z tym że - one niejako sławne i w ogóle, także to i mój świat - jakby, i nie mój, chociaż zaraz to głupio brzmi, ale dobra nie usuwam, aha i wracam do sprzed nawiasu) - łojojo, no dobra, to nowe zdanie. Toteż więc, no i tak: nie narzekam, pisząc tu dalej to komparatywnie postrzegam to teraz za głupotę (a nawet nie, że teraz, tylko że - przyrównując się do -- a nawet nie przyrównując się tylko że jak tyle jest wszystkiego innego, a w ujęciu ogólnym to tak przytłaczającego przez to. Koniec nawiasu - i lepiej zostawię to nawiasowanie, bo coś przestaję składnie zapisywać. Coś.
Ach bym nie żarła tego serka, to bym się i spać już położyła, przez tę duchotę, i głowę. A ja się za wpis biorę! W porządeczku, już jaki on nie wyjdzie, niech sobie zostanie. Żeby nie wlec już tak o niczym, to tak: z resztą, już na początku przecież dałam słowo! Że nie użalam się! Nad sobą. I nad niczym! Jak ktoś tak dzieli się tym, jak mu źle, to i mi się robi przykro straszliwie, i z drugiej strony przykrzej jeszcze bardziej, że przecież tak bardzo się mogę utożsamiać. I robi się taki worek z kamieniem co w bajkach przywiązywali na szyję komuś, żeby tonął. No więc nie! Ja to odcinam! Jakie to niedobre. Widzieć to tak z perspektywy identyfikowania się, wracania więc do czegokolwiek złego i... takich rzeczy. Nie, powtarzam i nalegam. Stanowczo. W ogóle, o łajza, jak piekom mie jusz oczy i wogle oo jejejej. Spać, powiadam.
Niestworzone rzeczy się już odstawiają, spać, spać, babo.
Ale to jeszcze dodam, że aha, jutro mam ustne! Będzie dobrze! Ale nie to miałam dodać: aa, że ten wpis jest głupi. Ale niech sobie będzie. Przynajmniej nie marudzę i, hehe, nie gęgam. Może i w ogóle nie jestem oryginalna. Ale kogo to w ogóle obchodzi. Przynajmniej jestem taką przetartą na szarość, albo i przejadlle przejaskrawioną, jakąś-tam sobą. No i to tyle! I w końcu się zaraz zbieram, i będę spała dzisiaj w takiej fikuśnej opasce na oczy do spania, że niby jak światło nie dochodzi, to oczy bardziej odpoczywają. Znaczy nie niby, tylko - tak! A tę opaskę, to sama sobie uszyłam dzisiaj ze szmatki, co to specjalnie po nią do szmateksu poszłam po tym wietrze.
Fajnie, nie?
Stwierdziłam, że nie będę narzekać. Znaczy się, wcześniejsza jeszcze myśl: że kogo to w ogóle obchodzi, te rzeczy co bym nie napowypisywała. Zwłaszcza, jak bardziej zapuszczę się w inne czyjeś blogi, jutuby, wpisy czy cokolwiek. Oczywiście, każdy ma swoją unikalną historię i niepowtarzalne życie. Tak, każdy cierpi więcej lub mniej. Tylko im dłużej tak i więcej się nachłonę czyichś innych wyznań czy czegoś, takiego innego człowieka z tym całym nim i jaki on jest (tak maskulinizuję, a w sumie to chodzi o dziewczyny i to mniej więcej moje rówieśniczki, z tym że - one niejako sławne i w ogóle, także to i mój świat - jakby, i nie mój, chociaż zaraz to głupio brzmi, ale dobra nie usuwam, aha i wracam do sprzed nawiasu) - łojojo, no dobra, to nowe zdanie. Toteż więc, no i tak: nie narzekam, pisząc tu dalej to komparatywnie postrzegam to teraz za głupotę (a nawet nie, że teraz, tylko że - przyrównując się do -- a nawet nie przyrównując się tylko że jak tyle jest wszystkiego innego, a w ujęciu ogólnym to tak przytłaczającego przez to. Koniec nawiasu - i lepiej zostawię to nawiasowanie, bo coś przestaję składnie zapisywać. Coś.
Ach bym nie żarła tego serka, to bym się i spać już położyła, przez tę duchotę, i głowę. A ja się za wpis biorę! W porządeczku, już jaki on nie wyjdzie, niech sobie zostanie. Żeby nie wlec już tak o niczym, to tak: z resztą, już na początku przecież dałam słowo! Że nie użalam się! Nad sobą. I nad niczym! Jak ktoś tak dzieli się tym, jak mu źle, to i mi się robi przykro straszliwie, i z drugiej strony przykrzej jeszcze bardziej, że przecież tak bardzo się mogę utożsamiać. I robi się taki worek z kamieniem co w bajkach przywiązywali na szyję komuś, żeby tonął. No więc nie! Ja to odcinam! Jakie to niedobre. Widzieć to tak z perspektywy identyfikowania się, wracania więc do czegokolwiek złego i... takich rzeczy. Nie, powtarzam i nalegam. Stanowczo. W ogóle, o łajza, jak piekom mie jusz oczy i wogle oo jejejej. Spać, powiadam.
Niestworzone rzeczy się już odstawiają, spać, spać, babo.
Ale to jeszcze dodam, że aha, jutro mam ustne! Będzie dobrze! Ale nie to miałam dodać: aa, że ten wpis jest głupi. Ale niech sobie będzie. Przynajmniej nie marudzę i, hehe, nie gęgam. Może i w ogóle nie jestem oryginalna. Ale kogo to w ogóle obchodzi. Przynajmniej jestem taką przetartą na szarość, albo i przejadlle przejaskrawioną, jakąś-tam sobą. No i to tyle! I w końcu się zaraz zbieram, i będę spała dzisiaj w takiej fikuśnej opasce na oczy do spania, że niby jak światło nie dochodzi, to oczy bardziej odpoczywają. Znaczy nie niby, tylko - tak! A tę opaskę, to sama sobie uszyłam dzisiaj ze szmatki, co to specjalnie po nią do szmateksu poszłam po tym wietrze.
Fajnie, nie?
niedziela, 25 czerwca 2017
Więdnienie
Tak sobie pomyślałam, mijając odbicie swoje w którejś tam z kolei witrynie czy gdzieś. Że ja więdnę. Aura moja leciwieje, tkanka witalna przesycha niedoborem, ulatniają się tłoczone soki, czerstwieję i niknę. To smutne. Tak bym rozmiłowała w sobie jakiegoś porządnego i ślicznego chłopca. Chociaż na siłę nie można - szkoda, ale przecież takie prawa rzeczy. Zresztą, jaka to hipokryzja, skoro sama jestem szpetna, a i porządna tak bardzo średnio. Ów osąd z kolei mnie naszedł niedawno, kiedym się tylko przejrzała w tym starym lustrze w mieszkaniu. Zaraz, jak wróciłam zgrzana z zewnątrz i się przebrałam. Skóra obwisła moja jak w owocowym suszu, cycki klapnięte. I dupa jak u starej baby. A niby już nie jestem taka emo, jak w gimnazjum. No, bo nie jestem, poukładałam się w sumie już całkiem-całkiem i nawet humorek pyszny mi dopisuje, a co. Nawet często.
Ale tak mi niemiłosiernie przykro czasami, że uuu-u. Tak, jasne, to rusz się i zrób coś ze sobą, na miłość świętą. Pewnie, tylko co? Pozamieniam parametry swoje w jakiejś boskiej układance może? Na to nie mam admina.
I tak się staram. I w ogóle. Może nie?
Chyba skrewiłam przy jednym z egzamów i już czeka poprawka we wrześniu, ale tutaj przynajmniej czuję się fest zmotywowana, żeby zdać. Zresztą, wielkoduszne podszepty z lat starszych są, że i tak będzie to samo. No, super, ale i tak muszę gruntownie wziąć poogarniać się z tym wszystkim, jeśli już drugim razem mam się nie zhańbić, bo we łbie to mam chyba zmiętą pajdę jakichś kocich rzygów zamiast mózgu.
W sumie to troszkę żałosna ze mnie istota i straszna nędza. Ale nie szkodzi.
Co by tu jeszcze polać wody? Jak taka pensorea przebieża mi wartko mimo, to ile bym wówczas mogła do słów wyklepać, ażeby tylko palce nadążały i organizacja jakaś wewnętrzna, i taki nadzór spoistości (jakby w tym zdaniu już nie okulał, hehe). O wiem - na ten nowy album ID tak czekałam (że dragonsów), i jakie miałam przeoczekiwania. Nie warto. Sekwencję goryczy rozgryzłam, no nie ogrom jakiś, ale za dużo wobec nastawienia mojego, widocznie, wygórowanego. Kocham ich dalej, ale ostawszy się zdecydowanie przy tym, co przejęło mnie tak bardzo do tej pory. I to niedosyt tylko jak na nich, byle tam słaby zespół to całkiem by nawet tym albumem zabłysnął. Może powiem nawet więcej, że przynajmniej te trzy wcześniejsze piosenki, to w nich - no moc jest naprawdę silna. Stąd może przedwczesna ekscytacja tak od razu? W każdym razie, chociaż ta część jaśnieje wciąż na poziomie, a resztę najzwyczajniej przemilczę, bo ukochanego zespołu hejtować się nie godzi. Nie szkoda mi nawet, gdy z czasem już to przetrawiłam, przecież ich kocham, i tak ich kocham tak bardzo!
Piosenka więc (m)nie(j) na temat, bo tak!
Ale tak mi niemiłosiernie przykro czasami, że uuu-u. Tak, jasne, to rusz się i zrób coś ze sobą, na miłość świętą. Pewnie, tylko co? Pozamieniam parametry swoje w jakiejś boskiej układance może? Na to nie mam admina.
I tak się staram. I w ogóle. Może nie?
Chyba skrewiłam przy jednym z egzamów i już czeka poprawka we wrześniu, ale tutaj przynajmniej czuję się fest zmotywowana, żeby zdać. Zresztą, wielkoduszne podszepty z lat starszych są, że i tak będzie to samo. No, super, ale i tak muszę gruntownie wziąć poogarniać się z tym wszystkim, jeśli już drugim razem mam się nie zhańbić, bo we łbie to mam chyba zmiętą pajdę jakichś kocich rzygów zamiast mózgu.
W sumie to troszkę żałosna ze mnie istota i straszna nędza. Ale nie szkodzi.
Co by tu jeszcze polać wody? Jak taka pensorea przebieża mi wartko mimo, to ile bym wówczas mogła do słów wyklepać, ażeby tylko palce nadążały i organizacja jakaś wewnętrzna, i taki nadzór spoistości (jakby w tym zdaniu już nie okulał, hehe). O wiem - na ten nowy album ID tak czekałam (że dragonsów), i jakie miałam przeoczekiwania. Nie warto. Sekwencję goryczy rozgryzłam, no nie ogrom jakiś, ale za dużo wobec nastawienia mojego, widocznie, wygórowanego. Kocham ich dalej, ale ostawszy się zdecydowanie przy tym, co przejęło mnie tak bardzo do tej pory. I to niedosyt tylko jak na nich, byle tam słaby zespół to całkiem by nawet tym albumem zabłysnął. Może powiem nawet więcej, że przynajmniej te trzy wcześniejsze piosenki, to w nich - no moc jest naprawdę silna. Stąd może przedwczesna ekscytacja tak od razu? W każdym razie, chociaż ta część jaśnieje wciąż na poziomie, a resztę najzwyczajniej przemilczę, bo ukochanego zespołu hejtować się nie godzi. Nie szkoda mi nawet, gdy z czasem już to przetrawiłam, przecież ich kocham, i tak ich kocham tak bardzo!
Piosenka więc (m)nie(j) na temat, bo tak!
poniedziałek, 19 czerwca 2017
A za mąż to też byś sobie wyszła?
Za mną już egzamin z pisania, za mną siedział Blackbird, a dalej Porzeczkooki, uspokoiłam się chyba już na tym punkcie, ale jak wciąż ich w cichości serca kocham.
Zamierzam sobie kupić nowego laptopa, jakiegoś śmigająco dobrego w końcu, wyskoczę z całej zachomikowanej kasiory nawet. A co mi tam. Za rok już tyle nie oszczędzę, wydając niestety krocie, zapewne, na nową stancję, ale co tam!
A wczoraj jak wakacyjnie miałam już na Kopaczu u cioci i później na dworcu w Legnicy. Z soboty na niedzielę nocowałyśmy w graciarni dziadków na czwartym piętrze, bo wyjechali na wczasy nad morze, a my obejrzałyśmy na wieczór na tvnie About Time (oglądało mi się gorzej, niż myślałam) i zaraz po nim Dianę (oglądało mi się lepiej, niż myślałam). Zanim odjeżdżałam wczoraj, ciotki żartowały, że pewnie czeka już na mnie jakiś student medycyny. Ach, tak, jasne, jasne.
Ale zakochałabym się tak porządnie, tak ze wzajemnością.
Ile czuję w tej piosence, coś takiego właśnie, to aż niebezpieczne chyba.
Nie wzięłam ciuchów za bardzo festywnych z domu, przez co w tym upale kopsnęłam się jeszcze na piętro w celu nabycia czegokolwiek takiego. Oczywiście w poniedziałek ostała się bida z nędzą, niemniej wypatrzyłam nawet znośną miniówę (o, zgrozo) i bluzeczkę taką śmieszną, białą, co mi jakoś lata sześćdziesiąte na myśl przywodzi. I nawet przyzwoicie udało mi się wyglądać. Najgorzej, że oczka mi strzeliły w pończochu, i to po całości, tak że nie bez żalu ale je wypieprzyłam w końcu do śmieci. Najlepiej, że "nowy" strój wyniósł mnie złotówkę dziesięć groszy. I kocham życie.
Zjadłam sobie pyszne lody, które nałożyła mi w słodki wafelek zaciągająca ze wschodnia Anastasia. O smaku ciasteczka. Tak poprosiłam, i tak smakowały. One, nie ona, rzecz jasna. Ja dziewczyn to jednak tak nie lubię, trudno co zrobić, udawać przecież nie lza, i w sumie dobrze bardzo.
Zamierzam sobie kupić nowego laptopa, jakiegoś śmigająco dobrego w końcu, wyskoczę z całej zachomikowanej kasiory nawet. A co mi tam. Za rok już tyle nie oszczędzę, wydając niestety krocie, zapewne, na nową stancję, ale co tam!
A wczoraj jak wakacyjnie miałam już na Kopaczu u cioci i później na dworcu w Legnicy. Z soboty na niedzielę nocowałyśmy w graciarni dziadków na czwartym piętrze, bo wyjechali na wczasy nad morze, a my obejrzałyśmy na wieczór na tvnie About Time (oglądało mi się gorzej, niż myślałam) i zaraz po nim Dianę (oglądało mi się lepiej, niż myślałam). Zanim odjeżdżałam wczoraj, ciotki żartowały, że pewnie czeka już na mnie jakiś student medycyny. Ach, tak, jasne, jasne.
Ale zakochałabym się tak porządnie, tak ze wzajemnością.
Nie wzięłam ciuchów za bardzo festywnych z domu, przez co w tym upale kopsnęłam się jeszcze na piętro w celu nabycia czegokolwiek takiego. Oczywiście w poniedziałek ostała się bida z nędzą, niemniej wypatrzyłam nawet znośną miniówę (o, zgrozo) i bluzeczkę taką śmieszną, białą, co mi jakoś lata sześćdziesiąte na myśl przywodzi. I nawet przyzwoicie udało mi się wyglądać. Najgorzej, że oczka mi strzeliły w pończochu, i to po całości, tak że nie bez żalu ale je wypieprzyłam w końcu do śmieci. Najlepiej, że "nowy" strój wyniósł mnie złotówkę dziesięć groszy. I kocham życie.
Zjadłam sobie pyszne lody, które nałożyła mi w słodki wafelek zaciągająca ze wschodnia Anastasia. O smaku ciasteczka. Tak poprosiłam, i tak smakowały. One, nie ona, rzecz jasna. Ja dziewczyn to jednak tak nie lubię, trudno co zrobić, udawać przecież nie lza, i w sumie dobrze bardzo.
wtorek, 13 czerwca 2017
Intensywa
Tak na dworze wieje, a mi się zachciało spódniczki, i to jeszcze w drobne groszki. Koszulkę specjalnie już wzięłam cienką (w ogóle miała być ta sukienka z immatrykulacji, ale zapomniałam, że wywiozła już ją byłam do domu), ale i tak mi było chronicznie za gorąco. Dmie i ziębi lekko, a ja na tej ifie sparzałam się tylko wewnętrznie. Dosłownie i przenośnie, bo i przegrzewałam się z duchoty, i uporczywie tuszowałam dziwnie nerwową mieszankę, która trawiła mnie emocjonalnie. Znam to uczucie przecież już do znudzenia. I go nie lubię, nie cierpię. Standardowo, miałam świadomość swojej pozornej normalności i słodkiego opanowania, ale od kuchni tłoczyło się to przez wątły filtr destruktywnego kombo. Przewijają mi się teraz przez myśl jakieś suche, psychologiczne stwierdzenia jak zażenowanie, zwątpienie, niepewność, stres - a tego słowa to już w ogóle nie znoszę. A potem poszłam sobie na halę targową i kupiłam trzy przecenione banany, a ten zefirek wściekły to tylko mi się wściupiał pod kieckę. Dziekanat dzisiaj nieczynny, bo pofatygowałam się sprawdzić po ten całen świstek, co ojciec prosił, no, wrócę więc jutro, zanim jeszcze pójdę na pociąg.
Poszło i tak lepiej z tym ustnym, niż się obawiałam, zważywszy na tę nieodłączną sensacjonalność, która tylko przeszkadza we wszystkim. Było dobrze. W sumie, to wszyscy byli mili i super, nie wiem, czemu w pewnym momencie poczułam się tak żałośnie, że przecież nikt mnie tu nie lubi, i że już prawie jak w szkole. Ej, gówno prawda, niechbym się pukła w tę pustą makówkę, nadinterpretowując bezsensownie a do szkoły zasranej przecież to nie ma porównania, w ogole to temat zamknięty już i czarno-biały, nieistniejący i zeszły w niebyt jak całe to przeszłe bytowanie moje. M. Concombre powiedział mi hej, tonem tak przyjaznym i beztroskim, że zrobiło mi się bardzo miło. Wcześniej Porzeczkooki stanął koło mnie, jak czekaliśmy przed salą, i jak coś tam mówił, to nawet parę razy popatrzał na mnie. Co było, wciąż, jeszcze milsze. I w ogóle z Martyną później, i Inez Rue, też rozmawiało się bardzo fajnie i tak po prostu.
Tylko ta Whitendril, dziwne stworzenie, nie odezwała się do mnie, mimo, że zapytałam ją wprost o coś tam. Zakładając, jak Jane Bennet, że jednak każdy jest z natury dobry i każdego trzeba zrozumieć, nie biorę tego do siebie. Bo chociaż nie wiem, o co jej chodziło, to może nie chodziło o nic konkretnego. Oczywiście, zagryzałam się potem z przykrości bezpodstawnej, ale ee tam! I w sumie, nawet dalej. Już może i mniej... Ale jakie to głupie.
Poszło i tak lepiej z tym ustnym, niż się obawiałam, zważywszy na tę nieodłączną sensacjonalność, która tylko przeszkadza we wszystkim. Było dobrze. W sumie, to wszyscy byli mili i super, nie wiem, czemu w pewnym momencie poczułam się tak żałośnie, że przecież nikt mnie tu nie lubi, i że już prawie jak w szkole. Ej, gówno prawda, niechbym się pukła w tę pustą makówkę, nadinterpretowując bezsensownie a do szkoły zasranej przecież to nie ma porównania, w ogole to temat zamknięty już i czarno-biały, nieistniejący i zeszły w niebyt jak całe to przeszłe bytowanie moje. M. Concombre powiedział mi hej, tonem tak przyjaznym i beztroskim, że zrobiło mi się bardzo miło. Wcześniej Porzeczkooki stanął koło mnie, jak czekaliśmy przed salą, i jak coś tam mówił, to nawet parę razy popatrzał na mnie. Co było, wciąż, jeszcze milsze. I w ogóle z Martyną później, i Inez Rue, też rozmawiało się bardzo fajnie i tak po prostu.
Tylko ta Whitendril, dziwne stworzenie, nie odezwała się do mnie, mimo, że zapytałam ją wprost o coś tam. Zakładając, jak Jane Bennet, że jednak każdy jest z natury dobry i każdego trzeba zrozumieć, nie biorę tego do siebie. Bo chociaż nie wiem, o co jej chodziło, to może nie chodziło o nic konkretnego. Oczywiście, zagryzałam się potem z przykrości bezpodstawnej, ale ee tam! I w sumie, nawet dalej. Już może i mniej... Ale jakie to głupie.
poniedziałek, 12 czerwca 2017
A teraz tak się właśnie czuję
Już spać powinnam iść, rzekłam. Ślepia moje to już są chronicznie wyschnięte jak dno jakiejś antycznej studni na spieczonej żarem pustyni. Nawet spać to mi się tak nie chce. Chętnie robiłabym coś wymagającego wzroku tak z zamkniętymi oczami, szkoda, że nie umiem.
A bez tego "teraz" to wydało mi się tak niekompletne, huh? Czyżby rozgarnianie swoją skołowaciałą percepcją metafizycznej poezji angielskiej, bo ustny jutro, wychodziło już bokiem?
Ale Tomcio to jest metafizyczny. Tak apetyczna istotka, że mentalnie i duchowo wręcz to karmić by się można tak poza objęty granicami przesyt. M-niam. Ale oczy mnie szczypią i powinnam się już zagrzebać w kordłę (metathesis, hyhy ile tej mety)!
A bez tego "teraz" to wydało mi się tak niekompletne, huh? Czyżby rozgarnianie swoją skołowaciałą percepcją metafizycznej poezji angielskiej, bo ustny jutro, wychodziło już bokiem?
Ale Tomcio to jest metafizyczny. Tak apetyczna istotka, że mentalnie i duchowo wręcz to karmić by się można tak poza objęty granicami przesyt. M-niam. Ale oczy mnie szczypią i powinnam się już zagrzebać w kordłę (metathesis, hyhy ile tej mety)!
niedziela, 11 czerwca 2017
Do kogo?
Za dużo, tyle tych czipsów, za dużo. Cztery paczki lejsów to stanowczo za dużo, i sesja ani żadne zachcianki tego nie usprawiedliwiają. Nie muli cię teraz na kiszkach, ty chciwa gangreno? Raz paprykowe, dwie cebulkowe, a raz fromaż. Nie na raz! Ale w odstępie czasu i tak za krótkim.
W poszukiwaniu godności ludzkiej i wysupłania się grzesznym zanętom. To brzmi wręcz głupio pasująco, aż śmiesznie, chociaż się nie śmieję.
Ale humorek mam dalej pyszny. Bo czemu nie. Teraz poproszę plasterek miodu i ukojenia na rwące bólem serce i utrapienia.
O... dziękuję!
W poszukiwaniu godności ludzkiej i wysupłania się grzesznym zanętom. To brzmi wręcz głupio pasująco, aż śmiesznie, chociaż się nie śmieję.
Ale humorek mam dalej pyszny. Bo czemu nie. Teraz poproszę plasterek miodu i ukojenia na rwące bólem serce i utrapienia.
Czy hormony... nimfomania... chuć trawiąca
Dziś już mi lepiej. Aż poszło w drugą stronę. Rano się czułam jeszcze okropnie, ale zgrzeszyłam potężnie kupując se w żabce pełno świństw tuczących. W dupę jeszcze pójdzie, na razie poszło mi w stan umysłu. Toć swoją drogą.
A zamiast spać, grzeszę jeszcze bardziej. Zwariować można. Że ja nie wyprawiam jeszcze niestworzonych rzeczy? Ależ, na ile mogę...
Tylko mężczyzny mi brakuje. Tylko jego. Ja już wariuję, naprawdę. A jednak nie.
A w tym ta powaga... choć jej nie ma!!!
piątek, 9 czerwca 2017
niedziela, 4 czerwca 2017
Mam na imię Adam
Podoba mi się też. Chociaż ulubione - to nie.
Niewysoki może był, ale na twarzy całkiem, a nawet bardzo uniesienie obrazujący wiele. Szczególnie oczyma temi, jasnemi. Gdzie bym, patrząc śmiało... I blondyn też tak nawet. I bródkę nawet lekką miał. No czego chcieć więcej? A żeby, może, nie zakochiwać się w księżach?? Oczywiście, nic takiego wczoraj nie miało miejsca.
Bo Lednica była. Było super.
Hm, hm, no i co. Miałam pisać tyle. O, jest o czym, jestże bez wątpienia. A ja tu nie piszę. Nawet, jak już siedzę teraz, to nie. No i dobra, bo co? Może stan ducha albo czegoś tam mię przed tym no- ?? Tak.
Niewysoki może był, ale na twarzy całkiem, a nawet bardzo uniesienie obrazujący wiele. Szczególnie oczyma temi, jasnemi. Gdzie bym, patrząc śmiało... I blondyn też tak nawet. I bródkę nawet lekką miał. No czego chcieć więcej? A żeby, może, nie zakochiwać się w księżach?? Oczywiście, nic takiego wczoraj nie miało miejsca.
Bo Lednica była. Było super.
Hm, hm, no i co. Miałam pisać tyle. O, jest o czym, jestże bez wątpienia. A ja tu nie piszę. Nawet, jak już siedzę teraz, to nie. No i dobra, bo co? Może stan ducha albo czegoś tam mię przed tym no- ?? Tak.
Subskrybuj:
Posty (Atom)