Dzisiaj to mam o czym nawijać! To będzie taki normalny post, najnormalniejszy o tym, co się dzisiaj działo, o różnych ciekawych rzeczach. A było ich dzisiaj z trocha.
First, miałam rano te egzaminy ustne i odpowiadałam w parze z Martynką, i bardzo dobrze, i dostałam potem czwórę i super. Wziąwszy pod uwagę, że cała byłam jak ten kłębek nerwów i dłonie mi się pozamieniały w spotniałe węgorze, aż długopis mi się ślizgał przy zaczynianiu notatek.
Ile pogadałam z dziewczynami, a zwłaszcza z Martyną, to też super. Jak się tak czekało na swoją kolej albo już potem, na wyniki. Mimo tych szpileczkowatych nerwów, było dzisiaj bardzo fajnie i łagodnie, nawet. Potem z uczelni wyszłyśmy razem, M sobie poszła do empika, a ja na lody. Jaka świetna pogoda była jeszcze (choć trochę za duszno), żarłam rożek czekoladowych a potem słony karmel, i złaziłam kawał świata. A przynajmniej nieco dalsze zakamarki miasta, w których wcześniej moja stópka w laczku jeszcze nie postanęła.
Ten słony karmel był pycha. Dwie godziny w sumie tak wędrowałam! Nawet z kawałkiem.
Później z kolei się już rozpadało, a najlepsze że wyszłam tuż wcześniej na pączka, ale zanim do pączkarni doszłam, już mnie kropelka jedna z drugą z góry polizała.
Ten moment, jak się wgryzłam w cieplutkiego pąka rafaello z wiśniami, mmm pycha. Może trochę przesadziłam już z tym żarciem, ale nie dałam i nie daję już wyrzutom sumienia zepsuć mi takich małych radości życia. Bo to by było chore! Więc nie daję.
Nawet, jak tak łaziłam sobie sama, najedzona za nie przez siebie zarobione pieniądze i tyjąca od pochłoniętych kalorii, nie czułam aż tak przeszywająco, jakobym jednak potrzebowała mężczyzny. Owa rwąca żądza nie opuściła mnie może na dobre, lecz dała mi niejako spokój. Przynajmniej dzisiaj i w takich okolicznościach.
Wróciłam za to do domu cała mokra, tak się rozpadało! Mimo, że przeczekałam jakieś dwadzieścia minut w dominikańskiej, walnąwszy sobie nawet podwieczorek w marche bistro. Śmieszne to było, tak siedziałam mokra jak zwierzę. Ale ludzie to są jacy kochani! Albo mnie nie zauważali, albo z odruchową tylko ciekawością i tak przelotnie, dyskretnie zwracali uwagę na te moje włosy w strąkach i lepiącą się sukienkę. No, słowo! Śmieszne!