Do jakiejś kawiarenki weszłam czy baru, było na zewnątrz już ciemno, a w środku oświetlone. Za ladą nikt nie stał i w ogóle było pusto, a ja podeszłam do okna pod którym był grzejnik, no i tak stałam blisko nad nim, wyglądając przez szybę. Ręce tak podniosłam do twarzy i osłoniłam sobie oczy z obu stron, żeby nie wiem, lepiej widzieć przez to okno czy co.
No i z zaplecza w końcu wyszedł, uwaga (!) - Oz Lulu, no i taki że ojej, czy mi jest zimno i w ogóle, a ja podeszłam od razu, no żeby zamówić sobie coś do jedzenia. Stoliki tam w tym barze były takie okrągłe i w ogóle było tak elegancko acz swojsko, odrobinę może ekstrawagancko.
Ja taka zakłopotana, tak nie wiedziałam chyba co zamówić, to on że czy pierogi, a ja że no tak, właśnie chciałam. Ale te nazwy pierogów tam były jakieś dziwne, takie angielskie czy coś. A w ogóle to Oscar mówił po polsku w tym moim śnie. Poczekałam chwilę przy stoliku i on mi to danie przyniósł, ale zamiast noża i widelca były dwa widelce. I ja tak zręcznie jadłam nimi, a w ogóle to nie były pierogi tylko chyba jakieś naleśniki albo lazania słodka czy coś jakiegoś. No i potem też byli inni ludzie tam w środku, a tam na zapleczu to stał taki stojak sklepowy, na którym były zabawki dla dzieci takie, czemu ja się dziwiłam.