wtorek, 2 lutego 2016

Pączki, tępe kredki, limeryki

Obejrzałam wieczorem Piknik pod Wiszącą Skałą. Dopiero niedawno zorientowałam się, że tamten teledysk pochodzi właśnie z tego filmu, bo wcześniej nie miałam pojęcia, że on istnieje. Ten film. Chociaż oglądałam przecież te kadry z When the Sun Hits tyle razy, i po obejrzeniu całego filmu jeszcze głębiej chyba zrozumiałam tę piosenkę, a przynajmniej o wiele wyraźniej ją odczułam, bo idealnie wpasowała się w ten wyjątkowy klimat.
Ogólnie to nie przepadam za niepokojącymi filmami, nie znoszę ich dobrze, szczególnie oglądając samemu po nocach, ale ten się ogląda z niewytłumaczalną rozkoszą. Mimo, że już zaczęłam się od niego bać, choć niby nic takiego się nie działo, w każdym razie nic oczywistego, ale w tym właśnie upatrywałabym magii tego filmu.
Niezwykłe... Straszne to wszystko, ale i przepiękne i upajające w oglądaniu, i jak będę miała okazję, to wydaje mi się, że prędzej czy później jeszcze do niego wrócę, na pewno.
Wcześniej dałam radę jakoś, kompletnie nie wiem jak, narysować całkiem udany, inspirowany obraz na większej kartce i wykończyć go kolorami. Zachwyciłam się najpierw, że mi wyszedł, ale jak dzisiaj już próbowałam narysować coś innego, to szkoda gadać. Niby jest poprawne, ale czegoś mi bardzo w nim brakuje i w sumie już nie miałam takiej weny, jak wczoraj, i dopiero mam wycieniowane, ale troche już nie warto to kolorować, bo nie jest podobne do niczego, czyli w ogóle nie wyszło mi z moim zamiarem. Albo skończę to jednak, ale będzie na pewno rozczarowujące. Chyba, że potem zrobię jeszcze jeden, inny, może po prostu wybiorę coś, z czego inspiracja będzie o wiele wyraźniejsza, bo w sumie to większości rzeczy nie potrafię dobrze zinterpretować w swoim dziele, tylko czasem mi wyjdzie, ale może i tak tylko według mojego gustu.
Więźnia Azkabanu przeszłam już kilka razy i znudził mi się trochę, bo ile można. Aga grała w to trochę, jak byłyśmy na wyjeździe, ale teraz też jej się nie chce. Nawet bym pograła w coś, zamiast chłonąć tylko do wewnątrz jakieś filmy albo muzykę cały czas. Dlatego już wzięłam się za rysowanie, z tego nieróbstwa, ale najgorzej, jak bardzo zaczyna mi się kręcić w głowie i znowu dziać coś potwornie ciężkiego, to muszę sobie od razu dawać spokój.
Uhm, to skoro tamta już była...


Jak bardzo ta piosenka kojarzy mi się z nieskrępowanym, rozmarzonym latem!
Oby tylko nie było za gorące, to mogłoby trwać wiecznie, bo jest naprawdę najpiękniejsze... I jego właśnie bardzo mi brakuje. Nie tylko zresztą...

A, przecież miał być w końcu limeryk! Najpierw piszę głupi tytuł, a potem zapominam.
Ten pisałam we Wrocławiu, jak czekałam sama w aucie na zapchanym parkingu, przed jakąś Ikeą bodajże:

Pewna turystka z Wrocławia 
Ciągle się czegoś obawia 
Siebie się wstydzi 
Życia się brzydzi 
Przynajmniej sama tak mawia