niedziela, 31 stycznia 2016

Ale i tak wolę od niego Luke'a

Nie wystarczy już, naprawdę, tych koszmarnych bólów głowy i kręćka jeszcze większego niż wcześniej? Czy nie dość już mi to napsuło krwi, jakbym głowę pełną miała ciężkich cegieł gotowanych w jakiejś toksycznej, piekącej mazi, i to wszystko niemiłosiernie obciążało mi czaszkę, i całe ciało w ogóle, o ogólnym nieznoszeniu życia nie wspominając?
Widocznie nie.
Niepojęte tylko, jak ja mogę po prostu ciągle w tym tkwić, znosząc to jakby z boku, ze stanem świadomości pozostawiającym naprawdę wiele do życzenia. Ze stanem egzystencji. W ogóle.
Nie, ja naprawdę nie wiem...
Poza tym działy się ostatnio rzeczy standardowo beznadziejne, nieprzyjemne i raniące. Awantura o śmietankę do kawy, awantura, bo wychodzę, jak ktoś, z kim wolałabym nie mieć absolutnie nic wspólnego wchodzi do pokoju, a ja od razu wychodzę, wrzaski na dole, które słyszę nawet za zamkniętymi drzwiami od mojej nieszczęsnej samotni, i znów musiałam kisnąć w samochodzie, bo o wyjściu do żadnego sklepu, gdziekolwiek, nawet nie ma mowy, ja czuję coś takiego już po przebudzeniu, nawet z zamkniętymi oczami, a w ogóle ostatnio śnił mi się Anakin, a wcześniej Eddie, a wcześniej Brian. Mogłabym opowiadać te sny, gdybym ich w większości nie zapominała, w ogóle to już porządnie pieką mnie oczy.