wtorek, 12 stycznia 2016

Jak faza to faza

Byłam na koszmarnej wizycie u utytej pani, która cerę miała wyboistą jak Morfeusz, tylko że białą. Akurat wczoraj chyba oglądałam w końcu tę drugą część i ciągle to zauważałam. W ogóle w tym filmie ciągle działy się jakieś chore rzeczy, choć ogólnie był fajny. Ale pani całkiem miła, jak wielki wazon budyniu malinowego wymieszanego z butelką słodkiego, owocowego syropu.
I od jutra biorę jakieś nowe leki! A co, mogę się głośno pochwalić, i tak i nikt nie usłyszy, i nie ma czym.
Bardzo nie lubię głupiego gadania, żeby nie użyć cięższych i ciemniejszych słów. I paru jeszcze rzeczy, a nawet całkiem wielu, lista rozwija się i brnie wzdłuż po posadzce pogrążonego w półmroku dziedzińca.



Mimo wszystko, po prostu kocham! Nawet nie wiem, dlaczego akurat to przychodzi mi aż tak naturalnie! Jakiegoż nieprzebranego żalu godni są głupcy, którzy tego nie czują ni rozumieją.

Kolejny raz całkiem odmienne przypadki: zarówno niechęć od pierwszego spotkania, jak i wielka sympatia od pierwszego wejrzenia...