"poczucie samotności oznacza, że najbardziej potrzebujesz samej siebie" - rupi kaur
środa, 27 stycznia 2016
Ani łzy
Po dzisiejszym dniu chyba już przebrała się szala mojego wytrzymywania okropności. Jednocześnie okropnie boli mnie głowa, najgorzej, że nie jest to zwykły ból, tylko coś w ogóle nie do opisania. Ja nie potrafię nic, nic z tego opisać, co tak mnie męczy. Dlatego dzisiaj, jak znowu pojechałam z mamą i siostrą na zakupy, to po prostu nie mogłam ujść kilku kroków z auta. Już naprawdę się zmusiłam, ale nie dałam rady. A to nie były takie zwyczajne zakupy, bo jechałyśmy specjalnie prawie godzinę do sklepu, którego u nas nie ma, i chociaż od paru dni już natęża mi się nie do zniesienia to okropieństwo, to jakoś się chciałam przemóc i pójść tam z nimi. A tak, to ile by mnie to nie kosztowało, musiałam jak ta skończona sierota zostać przez ponad dwie godziny w aucie, sama, i to w dodatku w dość dziwnym miejscu. I pogoda była taka szara, okropna, a ja tylko starałam się nie umrzeć tam na miejscu, bo znowu doszło do tego najokropniejszego stanu, kiedy po prostu czułam, że w każdej chwili będzie już ze wszystkim koniec. I zepsułam im cały wyjazd, a nawet nie potrafiłam tego wytłumaczyć, sama tylko żałowałam, że nawet nie mogę z nimi najzwyczajniej pójść tam do sklepu i kupić sobie czegoś.
A teraz, pod wieczór, jak zwykle wszystko nasila się jeszcze bardziej, że jak tylko skończę pisać, to od razu muszę kłaść się spać. Tylko gdybym rano już budziła się bez tego, a tak to nieco mi przechodzi, ale nawet sen nie sprawia, że jest mi lżej.
Budzę się tak wymęczona, że przez cały dzień mogę się zmęczyć tylko jeszcze bardziej, a próbuję już i dużo pić, choć mi się nie chce, i wyrównywać jakoś ciśnienie, kładąc wysoko nogi, i wykonując te indyjskie mudry, i nic. Absolutnie nic. Jest tylko ciągle gorzej, wszystko spada na pohybel, czego by się nie chwytać. I co ja mam robić, ciągle płakać? Ile można? Gdy już przesadzam, naprawdę wysycham tak, że już nie mogę wziąć nawet głębszego oddechu, a co dopiero wycisnąć choćby jedną łzę.
Chyba więc czas już na tę piosenkę. Przy niej, pamiętam, jak poczułam już kiedyś jedno z tych uczuć najgłębszych i ostatecznych, coś najpiękniejszego, co i tak musiało się wreszcie skończyć, a ja nie mogłam się z tym pogodzić.
Najdroższy...
Bardzo chciałabym jego także spotkać w niebie.