Cóż, a więc obejrzałam kolejne trzy części i wolałabym aż tak się nie rozczarować. Wyszło niby ładnie, ale ostatecznie tak nijako i inaczej, niż się spodziewałam, choć w sumie mogłam przewidzieć, że nie wyjdzie ten serial poza swoją formę, a postaci poza sztywne normy swoich zachowań obowiązujących przecież w tamtych czasach, w których jednak nie chciałabym żyć, o nie, no bo cóż ten Darcy mógł niby robić z Elżbietą, albo Bingley z Jane? Najwyżej patrzeć się na siebie, i to było piękne z początku, ale potem tylko się namieszało w tym serialu, i czekałam, aż coś się zacznie dziać, no i działo się tylko przez ostatnie dziesięć minut ostatniego odcinka. I tylko scena końcowa była dla mnie taka romantyczna, jaka z początku wydawała mi się atmosfera tego serialu. Ale chociaż sceneria była piękna, szczególnie w plenerze, i dzięki temu może pozostawię swoją dobrą ocenę o nim... Chociaż jest mi niedobrze z tego rozczarowania, tak jak kiedyś rozczarowałam się już w połowie Rozważnej i romantycznej, która też w żaden sposób mnie nie zachwyciła. Może jednak się nie znam i nie mam dość wrażliwości? To by było całkiem smutne. Może raczej całkiem innego rodzaju, w innych klimatach i w ogóle...
Muszę w końcu obejrzeć sobie całe West Side Story i może na nim tak się nie zawiodę, a jeśli tak, to w końcu poprzestanę na sprawdzonych filmach, w których podobne historie są jednak piękniejsze i bardziej spełnione, choć jak się nad tym zastanowię, to chyba tylko dla mnie, bo w ogóle zwykle twierdzi się inaczej i wychodzi na to, że mój gust jest poważnie wypaczony i nieznośny nawet dla mnie samej... I żeby ktoś to tak zrozumiał w końcu, albo podzielał moje zdanie, już brak mi po temu nadziei, choć jeszcze wczoraj, przy "Marii" wydawało mi się to choć trochę, w nieprawdopodobny sposób osiągalne...