No ale najpierw muszę-- łiiiiii odpisał! Odpisał, odpisał. Popędliwa idiotka się cieszy, tyle o tym ma do powiedzenia druga myśl! A trzecia czuje się szczęśliwa tak, że nic jej nie obchodzi, jakikolwiek obrót rzeczy sprawy by nie przybrały.
Urwanie głowy to urwanie głowy, i tyle. Czy ja nigdy nie miałam urwania głowy?
A wręcz urwanie dupy. Halinka miała urwanie dupy w niedzielę, bo pranie, gotowanie, sprzątanie, i Paździochowa to samo. Tak, pani Ala już śpi, a ja sobie robię herbatę i idę na dwadzieścia minut pooglądać Kiepskich. A przynajmniej wczoraj i dzisiaj, bo tak to mój kontakt z telewizorem w ogóle jest zerowy. Ostatnimi czasy.
Ale dzisiaj schodziłam z buta kawał wojażerki. Przez oblegany jarmark w ryneczku, Halę pyszniącą się pstrokacizną, a ja sobie wzięłam podtaniałe banany, pomidorki malinowe, jedno kaki i fulwypas cukierków dla pani Ali. Przecież ona tak lubi je podjadać.
W Dominikańskiej jeszcze byłam, i w lumpie, no i połasiłam się na kilka fatałaszków, w tym jedną spódniczkę plus obcisłą dość bluzeczkę, w którym to zestawie od razu wyobraziłam się sobie wybujale na Openerze w przyszłym roku.
Gdyby, gdyby, gdyby! Gdybym tak schudła jeszcze ładnych parę kilo przez te następne pół roku. Gdyby tak aria medykamentów grana na koncercie mojej egokuracji wyciągnęła wreszcie tę najwyższą nutę stabilizacji, która zapisałaby się wtenczas na reszcie mego żywota głębokim rytem infinitywnego spełnienia. Tak. Naleśnik, margaryna.
Niemniej coś tak bardzo przejmującego, gorącego, trawi mnie od środka. Jakbym transformowała się jakoś niewidocznie, nieuchwytnie, ale piekąco odczuwalnie w taki implodujący w samozaparciu superwulkan. Że też się nie uleje gdzieś mimo, w końcu.
E, ale ja przecież jestem taka sielsko spokojna, ochłonięta, samowystarczalna i dzielna. Też - samo.
A MIMO WSZYSTKO JEDNAK, NO KARWASZ JEREMIASZ. Do czego ja się już karygodnie posuwam, do nimfomaństwa i kurestwa jakiegoś niedługo, no? A przecież wiodę tu takie normalne naprawdę życie, jakże dobrze mi z tym! I na zewnątrz najnormalniejsza jestem przecież, i jak to uskrzydla upajającą niesamowicie wolnością. No właśnie. O co mi więc chodzi?
Najgorzej, że ja wiem. Przecież to takie oczywiste.
Ale też mam się przecież pod kontrolą, tak w ogóle. Rozmawiam sobie z takim jednym wspaniałym mężczyzną i jakże winnam się z tego cieszyć. I nie jest inaczej!! Ehm, może nieśmiało się mogę usprawiedliwiać moją wszechogarniającą ogólnie miłością braterską do ludzi. Może nawet zbyt głupio się uśmiecham sama do siebie, szwędając się po mieście. Ale chociaż dwie zakonnice przebieżające przez Dominikańską też się do mnie krzepiąco uśmiechnęły. A jakiś zią sprzedający w pluskwie kerfura życzył mi nawet bardzo miłego dnia.
To życie jest takie piękne, że aż AAAHH. Nawet, jeśli bym i wylazła z siebie albo nie wiem co, to nie wymuszę zajścia niektórych cyrkumstacji, wziąć zacz na przykład takie kuszące opętanie kogoś. Przecież ja nie jestem jakąś diablicą, przebóg! Nie jestem.
Nie muszę zaprzedawać swojej duszy. On już jest we mnie. I chcę być uwielbiana
Ot!! Próżność. Próżność właśnie. Lecz mniejsza tam, bardziej to naturalna zupełnie potrzeba. A karykaturalne uosobienie próżności we w takim turbanie z liści bananowca, dajmy na to, to niech sobie idzie na polną drogę koło Galickich, a potem hen, do lasu, tak jak w moim śnie wczoraj. Znaczy, że tam się to działo. Coś tam się działo, bo nie pamiętam. Ale przynajmniej nie był to koszmar. W ogóle, kiedy ja ostatnio miałam jakiś koszmar??
Nad wyraz może aż dojrzałam, czy co? No, no no, bez obrastania w piórka.
Pomyśl sobie tedy, jak głupiejesz, zaczynająć fantazjować o nim. Opener ci się marzy, rozpustna ladacznico! Wora pokutnego by się przywdziało i popełzło lepiej na klęczkach do Rzymu, opleciona różańcem, z krucyfiksem dzierżonym drżącą dłonią u serca. Przez góry i dukty błotniste i w spiekocie solarnej i zmrażającym zefirze północy.
Czy przy nim też by mi tak odwalało? Nay nay, niepodobna.
A mimo wszystko takie mam niezachwiane poczucie, że ze mną naprawdę jest wszystko w porządku i w ogóle nie wiem, jeśli stałam się taka nieskrępowana już i w ogóle, to czemu żadnego problemu w tym nie odczuwam? Tak ma być widocznie, ehę? Czy co, no bo ...um.
PS Wywiedzenie się czyjegoś fejsa, z poznaniem jego nazwiska, rodziny ogarnięcia nawet po części i w ogóle, fantazjowanie z gapienia się w jego zdjęcie, no bo się tłumaczę że przecież kto mi zabroni, i sztoj komu do tego, i w ogóle nadinterpretowanie sobie śmieszne wielu różnych rzeczy to nie jest wcale stalkowanie, prawda? Wcale a wcale. Uff, no to jak dobrze, że jestem taką przezorną i skromną cnoteczką, panieneczką.
Ać to ile jeszcze, psia ta jego mać, od razu pyta to cholerne en moi niewyżyte wcielenie?!
A siedź ty cicho, plugawa kreaturo niższej instancji, upomina ją świątobliwie pozornie grzeczniuteńka cnosia.