Ojejjeje znowu miałam pisać od razu jak wrócę, a się ożarłam truskawek (na dworzu ależ zaduch), wlazłam na fejs prz okazji nakręcając szitposting na tumblerze, i się osłuchałam oba albumy Nocnego Kochanka - matko jedyna, ależ się momentami śmiałam aż się banan sam na mordę ciśnie, i to brzmienie ich patetyczne a wyszlifowane, słowa smakowicie komiczne, a głos piorun jak Ajron Mejden normalnie!! Ale mi się podobało! jak i ich majówkowy koncert na pergoli.
Dobra, to może pokrótce, ależ ja jestę ciągle zachaocona, Chrystusie na rowerze; dobrzej mi już niby i wzięłam się jakuś w garść i głowa do góry - a jednak wciąż ile aby dorobić!
No więc, przedwczoraj to pierw się z rana kopsnęłam wydrukować ten esej na teorie językowe, yyyh, spotkałam po drodze brodatego ziomeczka Kubę, fajny typ, i poszliśmy na ifę i wszyscy przyszli do 208 i żeśmy pisali ten test. Jak Piotrek weszedł, a miał takie buty stukające, to ta babka "to się nazywa wejście" i wszyscy haha-ha. Ale fajne to było, przynajmniej trochę poczucia humoru ze strony tej dosyć ciężkostrawnej w moim subiektywnym odczuciu kobiety. Ale hej, nawe Adzik ją wczoraj porównała jak pisałyśmy do jakiejś "posłanki z partii albo tej złej ciotki z pottera", haha.
Odczucie po teście miałam że ujebawszy, a i kreatura tego typa gdzieś mi tam mignęła ale już nie zrobiłam tej głupoty śmiesznej że wprost się pogapiłam na niego, ani-ni-ni. I to samo na pisemnym wczoraj z niemca, przynajmniej to było proste i wgl dostałam dzisiaj z ustnego też piąteczkę, i miło przy tym pogadałam z dziewczynami pod salą. A niepotrzebnie się stresowały kochane. Przecież wiadomo, że i tak wszystko pójdzie dobrze i wywiąże się klarownie na dobre i w ogóle.
No i ja tak mówię! ale i tak właśnie czuję tymi ostatnimi dni, naprawdę a naprawdę podbudujące i uskrzydlające uczucie takiego powracania do życia jako mądrzejsza jednostka kobieca.
Ej bo może i mnie jest dużo, za dużo nawet jak dla takiego mięczaka jak ten byle jaki M, ale nic mi za to nie brakuje. Nawet jak się spojrzę na swoje oblicze, no to not bad, a wcale.
Wiem że zjawiskowo wyglądam, bo nawet tak mnie pochwaliła po niemieckim dzisiaj pani profesorka. No i bardzo dobrze. Ja - wiem. A to właśnie streszczając ten wyjątkowo miły dzisiaj dzień, tak siostrzyczce powiedziałam (znowu się oczywiście ekscytuję byle czym, ale przynajmniej ona jest wyrozumiała, kochane stworzenie):
Miło, co nie? No bardzo miło. A ja sobie nie żałowałam pieniędzy ostatnio na drogie kawy, wczoraj nawet dwie (i jedną karmelową to dodatkowo przesłodziłam zupełnie niepotrzebnie), i dobry obiadzik w ekspresie orientalnym. No pyszne takie zapiekane pierożki, wodorosty, kalmary, krewetki i makarony w dziwnych sosach z warzywami. A smak - bogactwo.
I jeszcze sobie nabyłam okazyjnie w autorskiej księgarni frywolitki 3 mistrzyni mojej Musierowicz. To jest dopiero bogactwo! tylko się utwierdzam w podziwie i aprobacji dla tej niesamowitej kobiety i artystki, dla mnie - mentorka i wzór literackiego kunsztu. Aż mi się bardziej pisać zachciało. Mam pomysły przecież. Ale trzeba by się w końcu wziąć za to na dobre, spiąć poślady, puścić się trochę w transcendencję i odmienny stan świadomości, żeby wytworzyć aby co nie co. I tak będzie! Będę będę b ę d ę pisać.