Szczęście to ja.
Sama się mogę pocieszać, jak mi gorzej. I to wystarczy. I sama najlepiej się rozumiem. I we własnym towarzystwie mi najlepiej. Nie z wyboru, ale z konieczności. Akceptowanej zresztą przeze mnie.
Nie mam z tym problemu. Nic w życiu na siłę, wymuszanie nie ma żadnego sensu. Luźno. I zero presji na nic. I sentymentalizowania. Na co mi to? Trzeba udowadniać, że jestem najsilniejsza. Sobie samej przede wszystkim. Bo kogo innego to i tak obchodzi; mnie jedną tylko i aż mnie jedną.