czwartek, 29 listopada 2018

Jak się czuję przy tobie

Żrę kabanosy teraz, suchą bułkę i oliwki. Mój luby śpi. Tym razem u siebie. Mam cztery dni, by napisać pierwszy rozdział licencjatu i trzy zadania tłumaczeniowe (tak, wszystko od zera bo jestem debilem). Ale wierzę w siebie i że się uda.
Wierzę też w nasz związek, który zaczął się wielce praktycznie z niczego, a zaraz padło na nie fatum przerażenia i odstręczającego wahania. Przykre i bolesne.
Dlatego boli mnie serce, bo chciałabym idealnie, a wiem, że najwięcej co mogę to starać się najlepiej jak mogę. To robię. Lecz tylko tyle mogę, nie więcej, jak na przykład rozciągnięcie tej pewności i stałości na obiekt mojego umiłowania. I bolą mnie też trzy wargi, w tym ta dolna u góry z pogryzienia. A szyję mam dubeltowo zamalinkowaną od strony sercowej.
Psst, i tak nikt tego tu nie widzi. Więc mogę napisać p r a w d ę.
Kocham go. Chciałabym, byśmy na zawsze zostali szczęśliwi razem. Mam nadzieję i mocno ufam, że wszystko potoczy się w tym - dobrym, najlepszym - kierunku. Mam pewność, że tego chcę i z mojej strony nie wyjebie nagle jakaś załamka i wsteczny piruet w odwrót. Rozumiem, że to nadszargnęło tak znacznie jego zdolność zaufania, przecież sama miałam podobnie. Ale ja doszłam do na powrót pełnej chęci kochania i pracowania nad miłością, on jednak inaczej.
Nie poszłam dzisiaj na wykład z filozofii. Trochę szkoda, lubiłabym. Wolałam zostać w domu, gdzie całą noc spędziłam była z moim ukochanym. Nie przespaliśmy się ze sobą w przenośnym znaczeniu tego zwrotu - tylko dosłownie. Potem go naszły te zrozumiałe wahania, a mnie przez to empatyczne wahania emocjonalne i rozryczałam się. Przytulił mnie. Ale poszedł sobie. Potem pisał. Ale wciąż nie jest pewien (czy jest?). I tego najbardziej się obawiam. Choćby mnie zapewniał inaczej: że to on mnie zostawi teraz, a ja znowu będę tą, która się stara utrzymać nas razem.
Jednocześnie najbardziej bym chciała aby tym razem było inne i to najwłaściwsze. Na ile to zależy ode mnie, tak będzie. Na ile od reszty, nie wiem.

środa, 28 listopada 2018

Mój pan z

Fonologii - generatywnej mniam - to mówi przepięknie po angielsku z nienagannym brytyjskim akcentem. Do tego mówi jeszcze po niemiecku i hiszpańsku, Polak z pochodzenia, a jego mama jest Włoszką. Świeżo upieczony doktor, najczystszej natury fascynat. Dzisiaj siedziałam na jego zajęciach, wkraczając w wyższy stopień wtajemniczenia intelektualnego, c ó ż za m e t a f i z y k a
Ale jednak. Czym to się równa wyższemu wtajemniczeniu uczuciowemu. To jest wyżyna wyżyn, niebiańskie
góry i doliny
Zwieńczenie transcendencji toteż
ale mam teraz kombo

Pierwszy raz w życiu

Naprawdę się zakochałam
Niech to się już nigdy nie kończy proszę nie chcę nic innego

piątek, 23 listopada 2018

Włodek pakuj te bajgle na jutro

I oto jest szesnasta i siedzę w tej galerii Niebieskie Miasto i leniwie sobie czekam na występ Szpaka, ulokuję się wtedy w grycanie tam gdzie wczoraj byłam, bo jest tam dobry punkt widokowy, takie orle gniazdo czy jak się to nazywa, tam gdzie Szczur siedział na statku Sindbada, legendy siedmiu mórz. Tak było.
Przelewa się ta kasa przez palce, jak włosy na wietrze przy splatywaniu warkocza. Ale ja jestem cały czas świadoma tego. Po prostu mi z tym dobrze. Jak już przepuszczę przez się cały hajs i skończy się kanada, to bez protestu ruszę dupę do robotaju albo po prostu skończy się burżujskie stołowanie i zdegraduję się pokornie do popijania skórki chleba przysłowiową szklanką wody, no es ninguna molestia para mi (zapamiętałam to). Napiszę teraz beznamiętnie coś nudnego...
>i na chuj komu ten post
>i tak Dominik to przeczytał już bo on wie o mnie wszystko, on jeden jedyny mój, moja miłość. tak piszę z przyszłości xd 
Po dwóch godzinach, wracając po tym chrzęszczącym (jezu, kolejne piękne słowo) mrozie do domu, czułam oprócz fizycznego wyziębienia wewnętrzną ulgę i kosmicznie harmonijne porządkowanie się rzeczy i poglądów we mnie, cementowanie się hierarchii wartości i przeżyć, ich krzepnięcie i umacnianie mnie od środka. Cudowna sprawa; tak niewiele trzeba.
Kurwa, jak tu zimno w tej coście. Normalnie to grzeją jak szaleni po tych galeriach, a tu już wczoraj mi piździło z tego wentylatora, jak siedziałam w grycanie, i teraz to samo. No ja pierdolę. Jakby na dworze już nie dość ściął mróz, a ściął i to w chuj.
Podczytałam sobie trochę wiedźmina, wczoraj też pozakreślalam w tej antologii Doorsów (jacyś typowie są tu ze strasznie rozdartym gówniakiem, no wkurwiające to niesamowicie ale spokojnie, przecież tak łatwo się wkurwiać nie będę i zachowam fason). Ee kurwa, jednak idę stąd zaraz bo to gorsze niż opętańcze miauki wściekłego kota. Ja pierdole, niech moje dziecko się tak kiedyś nie drze, bo je wyrzucę przez komin. Chyba, że mi ten instynkt macierzyński całkiem wypierze mózg i srogo pojebie. Niechby i tak było, na zdrowie. Nie będę przecież jakąś wiedźmą z parafii grozy spod wezwania Mamy Madzi czy coś. (Chwała Panu, poszli sobie)
Jednak dalej tu pizga z tej chłodziarki, więc biorę okutaną dupę w troki i >wyjazd z budowy. Spokój z tym pisaniem na razie, i tak napisałam tylko trochę, to jak zwykle, prądu się też zdążyłam tu nakraść z gniazdka spod choinki do syta, więc zwijam tę ładowareczkę i >si ju lejter.

poniedziałek, 19 listopada 2018

Mężczyzna przypadkowy jak każdy inny

Brzydki tytuł, a piosenka na samym dole za to jaka piękna, ale to akurat zjawisko tak powszednie w życiu, takie wieprze brnące w rzucane perły, że nawet nie ma co czepiać się czego ŻAŁOSNE. Jesteś żałosna, wyjdź, schowaj się pod wycieraczkę i zaszlochaj.
Przerwałam w ogóle teraz nastukiwanie jakiegoś paragrafu na jutro na zajęcia, word otwarty leży odłogiem, to samo cały licencjat, a panie idź pan w chuj
>to do niego też
Niby czytałam już Morrisona, gromadzę literaturę i notatki i swoje myśli do kupy, ale średnio mi to jakoś idzie.

niedziela, 18 listopada 2018

Jestem zmęczona, idę czytać

Siedzę właśnie w jakiejś coście na tarchominie. 
Słyszałam tu z głośników Under Your Spell, Sugar for the Pill i dopiero co Replicę The xx. I trochę jeszcze piosenek, których tytułów nawet nie znam. Dobre, dobre miejsce. Dużo dobre (...ale my napiszemy mu tak heheh, zbaraż).
Quatr-vinght-dix-sept procent. Nie pamiętam już tej ortografii francuskiej- ale to miało być dziewięćdziesiąt siedem.
Jak wrócę, to umyję sobie włosy dokładnie i ładnie, zrobię herbatkę z miodem i limonką, a potem spędzę uszczęśliwiające dwie godzinki na oglądaniu Twarzy, finału, programu, oglądanie którego mnie uszczęśliwia, proste. Szkoda, że to już finał; to zawsze zlatuje za szybko, wszystkie odcinki.
.
A teraz puścili Pink Lemonade. O, nieba. Jak na temat. To jedna z owych piosenek.
Młoda pani czyści już tu okna w kawiarni, pucuje. Widzę, jak odchodząc, uśmiecha się do kogoś.

czwartek, 15 listopada 2018

Podbżószeg

Powinnam już pisać ten licencjat, a mi się nie chce. Niedobrze. Jutro już będę musiała się za to wziąć. I wezmę.
Zjadłam dzisiaj rano biszkptowego danonka. Nie zdążłyłam na chacie, bo i tak wstałam za późno i ogarnęłam się w ten minimalny kwadrans, tak aby. Trochę wiocha tak żreć w tramwaju, ale nie tragicznie. Starałam się zachować pozory pełnej kultury i dyskrecji.
Nie chciało mi się też ruszyć ospałej dupy z posłania na ten wykład z filozofii, skądinąd polubiłam go bardzo, ale jednak ta godzina. Jak tak sobie szłam nie do końca wybudzona jeszcze na przystanek, mrużąc oczy przed niskim słoneczkiem, pomyślałam sobie no jak ja to robiłam, wstawać tak rach ciach na zajęcia przecież na ósmą. Albo tę robotę na siódmą, czy o tamtą na piątą rano, to ja w ogóle nie wiem. Mieszkając jeszcze u pani Ali, też tak miałam jakiś czas, że mnie możyło już po dziewiątej czy ósmej, a wstawałam kurde o piątej, nawet jak nie musiałam. Ciekawe. A teraz to najchętniej bym spała i spała i spała cały czas.
I nie ma to niczego wspólnego z jakimś wykończeniem się życiowym, tą wyświechtaną depresją czy inną martwicą nastroju. Wprost przeciwnie, sama przecież wiem, że zrobiłam się tak idiotyczną śmieszką w porównaniu do tego jak grobowo nihilistycznie byłam nastawiona do świata niegdyś. Ale mi teraz z tym dobrze. To że zupełnie uzasadnienie mogę zostać uznana za srodze pojebaną nawet mnie nie obchodzi, sama też się chwilami zdumiewam, jak absurdalne rzeczy rozbawiają mnie wręcz niepojęcie. No ale czy mam na co narzekać? No skąd. No właśnie.
Zdążyłam więc przed tą filozofią poleźć jeszcze to pobliskiej chałubińskiej costy i wzięłam sobie, co ja tam wzięłam: a płaską białą i to ze zniżką studencką (nie sprawdzają nawet legitymizacji, miło z ich strony, oczywiście chętnie i bez problemu bym się wylegitymowała, ale miło, że nie biorą mnie z miejsca za oszustkę żadną - może nie wyglądam, to też by było miłe, ale w sumie i smutne, jeśli spojrzeć na to od strony pobieżnego ufania pozorom, chociaż a, tam). Po wykładzie - fajny, znowu się cieszyłam, jak na nim byłam - zahaczyłam o złote tarasy i zabawiłam tam jakąś chwilkę, zaburaczając trochę w kolejnej coście, gdyż i burżujski koktajl z mango, i prąd z gniazdka przez ładowarkę sobie tam ciągnęłam gratis. Ale w sumie czy to złodziejstwo? Wybuliłam wcześniej dość na kawy i inne ichnie zbytki, żeby zasłużyć sobie na taki bonusik, wielka rzecz. A prąd i tak się wszędzie kradnie, tylko kwestia, kto płaci.
Zgłodniałam nieco potem, zważywszy, iż nie pojadłam za bardzo znowu od zwleczenia się rano z betów, ale wczoraj mnie przymuliło trochę po tym stłuszczałym tłuszczosyfie z maka, więc darowałam już sobie dzisiaj powtórkę z głęboko smażonych i wzamiast wewstąpiłam do biedry, standardowo tylko na chwilę, ale przewidywalnie skończyło się na rozwleczonych przewlekle minutach i koszyku zapełnionym dobrami wątpliwej niezbędności. Chociaż nabrałam tego trochę pod kątem planowanego nieruszania dupy z mieszkania przez kolejne bite trzy dni, nawet jakby wskazane było choć na chwilę,, to nie: nie:: przecież muszę w końcu zmobilizować się i zacząć pisać to gówno.
A jak mi się nie chce yy ueeyue. Beznadzieja. Przydałoby się lanie na ten leniwy zad i to porządne, nie tylko takie klapsy napalonego właściciela męskiej łapy. Taki serio jeb cymbałem w łeb i kosa pod żebro, a na poprawiny jeszcze chlust lodowatej wody zdrowo z kubła przez grzbiet. Czy co bliźniaczo nieprzyjemnego.
Jak ja się nie mogę w życiu wywdzięczyć i nadziękować że mam Placebo i to tak bardzo dla mnie, to aż onieśmielające i odbierające mowę i rozum momentami (kurwa jakbym go miała) no i jak ja mogę chcieć czegokolwiek jeszcze w życiu więcej, śmieszne - nie ma nic więcej

poniedziałek, 12 listopada 2018

Paradoks silnej kobiety

Niby takie głupie pieprzenie, a jednak tyle zrozumiałam dzięki temu. Jestem uwolniona. Praktycznie wszystko jest dla mnie teraz jasne, jeśli chodzi o moje życie.
To wcale nie oznacza, że stałam się jakoś wniebowziętą, spełnioną jednostką, uczyć się prawdy i jeszcze zgadzać się z nią to w ogóle nie jest jakaś kolorowa, gładka sprawa i łatwizna. Dużo bardziej ogromne i mało spodziewalne dojrzewanie.
W każdym razie jestem już ze sobą kompletna.

niedziela, 11 listopada 2018

Moje ulubione pięć seriali

Dziś święto niepodległości i to ultraspecjalne, bo wielkie, okrągłe, pękające dumą i narodowym ego, piękna rzecz, więc wszystkiego najlepszego dla nas.
Napiszę więc całkiem nie na temat, jak całkiem nie na temat siedziałam dzisiaj w starbaksie na klonowej kawusi odebranej gratis, po cebulacku (więc i może trochę na temat...), po tym, jak na ziąbie zeszłam ładny kawał drogi przez rozświętowane centrum stolicy. A bagiet ile było, a wozów pancernych, januszy w strojach szlacheckich, futrach i z pawimi piórami, a grażyn i gówniaczków stających na ławki, żeby dojrzeć ponad stłoczoną gawiedzią, cóż tam się dzieje za tymi ogrodzonymi przez poważnych panów oficerów... no, ogrodzeniami. Coś się zaplątałam, bo w sumie tak piszę a myślę o drugim, a jeszcze do uszu mi się wszumia muzyka ze słuchawek.
Czyli te moje pięć seriali.
1. No to LOST, czy ja w ogóle muszę tu jeszcze pisać cokolwiek czy uzasadniać? Nawet nie mogę. A na wszelkie pierdolenie, że łee a bo ten serial to się w ogóle kończy po trzech sezonach, bo potem to takie eee no nie wiadomo co to w ogóle się reee, no to mnie pusty śmiech ogarnia.
Ja akurat tak jak wielu rzeczy w tym świecie nie rozumiem i często mam takie wtf że co tu się w ogóle odniepodlegla, o ścisłych naukach, relacjach międzyludzkich i jakimś rozsądkowo-logistycznym organizowaniu się nie wspominając, tak ten serial był dla mnie tak niebywale jasny, genialny i nieziemski, że ja czułam go i rozumiałam całą sobą. Nawet jeśli nie tak, by to w słowach na czynniki pierwsze rozłożyć i wytłumaczyć, to gdzieś ponad ten poziom, po prostu no całą sobą to wszystko łapałam i ryczałam w zasadzie nad tym zjawiskiem jakoś co drugi odcinek. Lepiej to ja tego nie ujmę. Ale zajebiste uczucie, polecam jak pojebana.
2. Penny Dreadful
3. Sense8
4. La casa de papel
5. 13 reasons why

piątek, 9 listopada 2018

Powiec powiedz czemu i ńIE DZIWI NIC

Dzisiaj poznałam jego nazwisko. Jak się o moje zapytał, to nie powiedziałam. Nie musiałam, prawda? Powiedziałam po prostu, że nie jest typowo polskie.
On mi swojego też nie powiedział, ale kto jak nie ja ma skilla w dyplomatycznym wystalkowaniu mimochodem tego i owego. Daniel James. Ładnie. Faktycznie to nazwisko niewłoskie raczej, typowo brytyjskie też nie, no ale chociaż celtycko-anglosaskie, na mój skromny, rozmiłowany w antroponimii gust.
Pomyślałam sobie, fajnie byłoby samej nosić takie nazwisko. Oczywiście, to myśl całkowicie abstrakcyjna i z dupy, ileż bowiem razy zestawiałam już sobie swoje imię z pierdyliardem randomowych nazwisk jakichś mniej lub bardziej lub w ogóle nie bardzo mi znajomych kolesi. Po prostu pofantazjować sobie zawsze można, tak? Jak się bezpiecznie nie wiąże z niczym wygórowanych nadziei i wyciągnie tego sztywnego kija z dupy. Bo każdy możee być na luziee. Kurwa, nawet taka jednostka, jak ja. Skaczemy do guuury ludzie.
Potem sobie poszłam do starbaksa przepłacić za zajebiście pyszną kawę i posiedzieć na dupie przy niskim stoliku, okruszając się delikatesowym croissantem na wytrawnie. Ale nabuliłam już w tej rozkosznej kawiarni tyle, że nawet raczyli mi przyznać jakąś nagrodkę w postaci gratiskawki do odebrania. Fajno. Kurde, ale burżujstwo. Jak dziadek wcinający raz kawior łyżeczką na święta, z czego ciocia nusja się śmiała.
Którenś już raz dałam mu buziaka przy rozstaniu i poszedł sobie ten miły egocentryk w swoją stronę.
Zabawne, jak moja płycizna relacyjna jest tak jasna i ewidentna, że nawet nie mam do niej żadnych zastrzeżeń, mimo iż oj, mogłabym i to od groma. Ale nie mam.
Może i trochę sobie z nim pogadam, ale pokrewieństwo dusz jakoś dupy nie urywa i większej bliskości no to oczywista, że nie znać. Ja rzecz jasna zdaję sobie sprawę, jakie to chujowskie i nieprzyszłościowe podejście, tylko taka sprawa... że... i tak mam wyjebane w kosmos. Więc można mnie i krytykować, proszę bardzo, nawet z ciekawością bym posłuchała czyjegoś innego pierdolenia niż moje własne.
A i tak moje wyjebanie patrz jak krąży, patrz jak lata czy jak to szło, gdzieś w beztlennej przestrzeni międzygwiezdnej.
I CO SIE TYCZY CIAŁ AS TRAL NYCH
Nawet się przecież interesowałam zawsze astronomią, gdyby nie to, że jestem tępa z fizyki. Przecie to jest piękne wszystko i bajeczne. Jak to leci: wszyscy tu są wieśniakami z perspektywy Milkiłeja...
Znowu popełniam ten wątpliwej wartości wpis siedząc w autobusie z ekranikiem tuż przed nosem.
Słuchawki mi dyndają w te i wewte, nakurwiając Chylińską na pełnej piździe (TerazterazTERAZ), a ja stukam w skupieniu paluchem po ekranie, z czego moja kuchana sister by cisnęła, że wciąż nie umiem bawić się telefonem w jednej ręce. Prawda, za chuj nie opanuję tego.
I tylko r u c h a ń s k o, ależ upodlenie, karaluchy (zaśmiawszy sięm jęła nawet bardzo na którymś z tych filmików Adama, nosz kek w zaduch, dobre!). Aż sobie chyba dupnę jeszcze jednę kawusik gdzie w galeryi po drodze, hihe raz się żyje?! Skąd we mnie takie pokłady energii, z przeruchania wszak powinnam być jakoś bardziej wyżyta, a tymczasem nie. Kurła, jaka kinder spier do l a da)
psst i skąd ten nawias, powinna być kropka albo jakaś inna - coś

niedziela, 4 listopada 2018

Najlepszego starucho

Dobra, muszę pisać bo już mnie hurr. Nie, serio, ten humor to mam wiadomo tak generalnie dobry i to na stałe, jednak dziwota jakby mnie trzymał różowy zaciesz na okrągło bez tych zrywów jakichś filozoficznych, skądinąd przykrych bo wygodne to nigdy nie jest, jednak co czas jakiś jak się tak nagromadzi no to po prostu nie, nie mogę i nie.
Na przykład, jak to jest, po raz wtóry, że z ludźmi to jest tak rozczarowująca pustka, że aż żal? No gdzieś tam jest niby ten potencjał, no tak bardzo to czuć, tak ludzie mogą być tacy wspaniali jak to się nie raz można łudzić, i tak cudeńka różne owszem się dzieją, szczęścia różne i w ogóle o łał że niektórzy mają tak fajnie! No bo, właśnie, to się może dziać i ja wiem;
Ale, kurwa osobiście to moje wszelakie kontakty jakieś bliższe czy w ogóle dziejące się z innymi ludzkimi osobnikami to jest po prostu albo w większości farsa bez humoru albo z dziwnym humorem, albo po prostu bardzo, coś bardzo płytkiego takiego, jakby rzadką kroplę syropu skapniętego do szklany wody rozmieszać i to całe nazywać sokiem; no to jest tylko taki przedsmak, przedsmak i niedosyt tak cholerny, że albo pusty śmiech, albo w ogóle pustka - pusta bez niczego innego pustego.
Skąd, by można spytać się ja właśnie tak porównuję i wybrzydzam, no może to ze mną tak jest, taka specyfika wchodzenia w jakieś kontakty i relacje z innymi, no bo to ja taka jestem i okej i takaj natura? I może bym się nawet nie kłóciła, skorom, prawda, sama rozwinęła teraz i kultywuję tę szeroko pojętą tolerancję w percepcji czy jak zwał, w przystosowaniu do zgodności z usposobieniem własnym i w ogóle - żeby nie wybrzydzać na wszystko jak leci, tylko lepiej ogarnąć się i doceniać właśnie co się da.
Dobra, ja robię to.
Chodzi, że jak naprawdę porównam - no niech będę nudna, no pierdole - będę tego trzymać się dokładnie, jak ta ziemia krąży sie wkoło macieju wokół słońca i jak szczupak jest król jeziora -
Mianowicie.
Na ów przykład, jak sobie przypomnę, na przykład tylko jeden z mnogich, jak zakochiwałam się w Placebo, zanim pokochałam jeszcze tak bardzo, mocno i prawdziwie jak teraz - taki drobiazgowy przykład, jak oglądanie pure morning i zdawanie sobie sprawy, jak mi się to niespodziewanie zaczyna bardzo podobać, jaka więź niesamowicie w ogóle głęboka nawiązuje się, no czad i head over heels.
A potem kurwa, bach znowu na ziemię i trach, między ludzi gleba, i pustka, i oglądaj się wokół siebie i nic, i zaglądaj wszędy i pustka, łap ręcami łyse powietrze bez wiatru i mdlące mgły.
Dobra, nie żebym teraz wracała do czegoś, że jacy to ludzie znowu be i nihilizm i weltszmerc - ja nie wracam już przenigdy do tego, nie ma już szczęśliwie tamtej żałosnej mnie i po raz pierwszy w życiu w ogóle naprawdę nie mam problemów sama ze sobą, nic, i zdaję sobie z tego sprawę. O tyle więc mniej pozostaje, że tylko czy aż jest teraz to, co pozostaje przede mną czy raczej kto, jeśli precyzując.
(Oj ale się już rozpisowuję, to jest ten moment kiedy właśnie durr-rr po jakimś tam czasie i już bierę ten laptop i szybko klepię, tak jak i zazwyczaj za szybko i nieskładnie gadam jak już gadać zaczynam i praktycznie każdy normalny odbiorca to zauważa i postrzelone to jest w ogóle jakiejś)
Kondensując to może bardziej, ileż bowiem można tak popadać w uniesienie skrajnej maści i chaotycznie poczynać biadolić i nawarstwiać tak niezbyt konstruktywną a przytłaczająco zapewnie emocjonalnę solilokwię.
No to ja strasznie, strasznie jak już mówiłam odnajduję się w sztuce i kocham ją, i jeśli ja poznałam miłość, to tak właśnie, a zwłaszcza przez muzykę. I pojebane miałam długo w głowie, że niee to przecież międzyludzka miłość jest najdoskonalsza i tak szukałam niby, próbowałam coś no i łudziłam się, w opór. Aż mi opadły wreszcie łuski z oczu, i to opadły na amen, że nie - o kurwa, jednak ludziom to jak daleko do tego.
Nawet widać to gdzieś niby, i to widać często, zgoda, ale i tak założę nawet dla świętego spokoju że jako perfekcyjniejsze ja to postrzegam postronnie, aniżeli powszednie zapewne jest poszczególna sytuacja w rzeczywistości. Słowem, prawda - na amen to ja będę miała jedną miłość, którą już znam.
Myślałam, że to mało i liczyłam na co wciąż lepszego, dopóki się okazało, że owoż nie istnieje!
Wyrywanie się jakieś moje sercowe, goła ideologia podszyta strasznym brakiem doświadczenia? Wszystko to w gówno się obracało rychło i po czasie okazywało się nie oznaczać no, nic absolutne. He, ci dwaj, co mnie mieli, by tak rzec? Oba cymbały brzmiące, czegokolwiek bym łzawie i suchotniczo nie upatrywała. Nędza. Bieda i rozczarowanie.
Jak dobrze, że już jestem na to odporna.
Skąd więc ten nagły zryw i elaborat, by tak zapytać? A no bo wszystko wszystkim, ale tak naszła mnie ta przekmina i jakiś zgrzyt, i niezrozumienie, i dostałam wtórnego strasznego bólu dupy, no jak to tak jest, że nie uświadczysz takiego dobrego, fajnego najzwyczajniej po ludzku i pięknego mężczyzny. Jakby kurwa nie wiem, nie istnieli już tacy? Hola, to ja mogę wiedzieć, że prawdopodobieństwo i chuj i te sprawy, ale przepraszam, no pełno jakichś mega bardziej pojebanych rzeczy się dzieje non stop na tym niedorzecznym świecie, a ja się nie mogę ponazachodzić w głowę już w końcu, gdzie choćby trochę no więcej, nie mówię już że nagle całkiem, no - ale trochę tej pokrewności dusz i konekcji, i zrozumienia, ksztynę li tej przenajświętszej magii, którą tak się dzielę z życiem serca mojego Muzyką.
Ech, ale pierdolenie.
- Koszmar - skomentował Jaskier z bezpiecznej odległości.
No nie ulżyło mi za bardzo po tym wybuldupieniu się. Nie bardzo.
Jak dobrze, że ja taka już ochłonięta jestem generalnie, i raczej szybko o po prostu znowu machnę na to a w pizdu ręką, co nie !
(nie wstawiam piosenki tu bo co, znowu ma być placebo? dajcieżżyć)
albo dobra pierdole
Ale to sobie kiedyś wytatuuję.