Mogłoby chociaż u samego schyłku roku nie być tak beznadziejnie. To już gruba przesada...
Nie dałam rady tak wytrzymać. Fale bólów głowy przeplatają się na zmianę, tak że większość dnia przeleżałam, przespałam z otwartymi oczami albo słaniałam się z laptopem na kanapie, w sumie i tak nic na nim nie robiąc.
Musiałam się strasznie przemóc, żeby wstać o dziesiątej i pójść na dół, a było już wtedy grobowo ciemno, u mnie paliły się tylko dwie świeczki, a ja leżałam wykończona na podłodze ze stopami na parapecie. Łudzę się często, że to coś poprawia, bo niby ciśnienie i tak dalej. Ale ledwo wtedy można wstać i w głowie ma się taki huragan, że klękajcie narody.
Ogólnie to smuteczek i dalej taka sama mizeria, jak ze świętami... i w sumie ze wszystkim...
Przyszło do nas dwóch panów sąsiadów, jak zwykle i przyjechała ciocia, bo wujek gdzieś sobie pojechał. I ciasnota się zrobiła, ledwo znaleźć miejsca przy stole, a jeszcze tyłem do telewizora i ogólnie szybko zaczęło mi się srogo kręcić w głowie, chociaż się starałam.
Zjadłam trochę sałatki owocowej, greckiej i koreczków, szybko mnie zemdliło, chcąc nie chcąc ewakuowałam się na górę, chociaż mama już chciała robić aferę, ale tego mi jeszcze trzeba, żeby nagle skupiać wszystkich uwagę, więc po prostu jakoś wymknęłam się do siebie. I teraz piję sobię znowu melisę, i nawet połknęłam dwie tabletki jakiegoś nijakiego preparatu na nerwy, ale to jak wyciskanie soku z kamienia.
Nie wiem, no błagam, niech to wytrzymam jakimś cudem. Jakie to chore, nie wiem właściwie, co w tym wszystkim jest najgorsze. Po prostu ani chwili już nie mogę wytrzymać ze sobą i cały mój kontakt z otoczeniem wisi na cienkiej, bardzo napiętej nitce, jakby w końcu miał zniknąć na dobre.
Co za okropieństwo, te ostatnie miesiące, a szczególnie ten obecny czas. Wypadałoby pójść chociaż za ten kwadrans na jakieś durne fajerwerki, wytrzymać parę minut, a potem co? - posiedzieć chwilę na dole, albo od razu iść do siebie i próbować jakoś zasnąć, mimo tych hałasów z dalszej i bliższej okolicy?
Szkoda słów mi na to, co przewiduję sobie i wszystkiemu w tym złowrogo zbliżającym się roku, a wręcz prawie jestem pewna...
I zrobiło się już całkiem niemiło i smutno, a w dodatku jest mi dalej koszmarnie słabo i bardzo pięką mnie oczy.