sobota, 31 marca 2018

Uuu, ale bierze, alebysiehciao

Uwielbiam Musierowicz przeogromnie, mój Boże, ratuje mnie sztuka tej kobiety, życie sobie ocalam, czytając ją. 
Pulpecja się wtuliła tak ufnie w mężowską pierś, uhh o nieba jakież to piękne; pierś mężowska, jakże i ja bym tak chciała... aż tu zwariuję zaraz... albo lepiej nie! 

P i ę k n i e jest wyśmi e n i c i e

poniedziałek, 26 marca 2018

No i pył opadł, i wszystko jasne

Skoro idzie przeżyć po tak tragicznych błędach, to będę żyć. Dzisiejszy dzień nie był nawet taki zły. Po wczorajszej histerii już skrajnej przeszło widocznie, co miało przejść.
Szkoda tylko, że z tyloma demonami teraz trzeba żyć. Że nie potrafił mnie pokochać ktoś, kogo ja już zaczynałam kochać bardzo (a nie powinnam?). Że nigdy już nie będzie mnie łączyło z nim to, w co tak bardzo chciałam uwierzyć i trzymać się tego. Że po prostu tak bardzo, bardzo się myliłam, i że to się dzieje zupełnie naprawdę, a nie mam lepszego wyjścia, niż pogodzić się z tym teraz. Że mimo rozbudzonych już moich ekscytacji i pragnień i wszystkiego, nie będę jeszcze długo z nikim tak blisko, nie będę się całować, ani tym bardziej... Za to ten następny on będzie przynajmniej kochał mnie naprawdę, i chciał tego, i będzie poważny.
A że też będzie mógł po prostu wszystko zaprzepaścić, nawet jeśli będzie kolejną osobą, której tak bardzo zaufam i naiwnie nie będę o nic takiego podejrzewała, to już nie mogę wykluczyć. No i najgorzej.
Ale skoro muszę to zaakceptować, to muszę. Chociaż to gorzkie tak niesamowicie, że nigdy takiej goryczy dotąd nie zaznałam. Coś wstrętnego. Okropnego.
Długo jeszcze, długo najwidoczniej mam być sama. Ale może warto, jeśli tylko następny raz ma być słuszny, w końcu, i dopiero ten jedyny najwłaściwszy. Że nie będę dla niego już dziewicą, trudno. Zmuszona jestem nie przywiązywać do tego już takiej wagi, jak przywiązywałam. Dużo rzeczy w ogóle wbrew sobie musiałam przewartościować, ale co by innego.
On przynajmniej będzie pierwszą i jedyną osobą, z którą kochać się będę z miłości, nie z chęci tylko jednostronnej i w ogóle niewystarczającej nawet. Jak tak teraz myślę, i to nie bez ogromnego bólu, o tej goryczy piekielnej nie wspominając, ale co. Chciałabym tak bardzo nie żałować, i żeby mi przeszło tak na dobre. A tu ciągle shakin' shakin'. Jak dobrze, że Agatka jedna chociaż mnie rozumie, tak fajnie nam się dzisiaj pogadało. A, no i moja siostrzyczka, też skarb. Ja naprawdę trafię w końcu na tę drogę, na której zostanę już na resztę życia. Razem z kimś, na zawsze, i tak naprawdę. Przykro mi o tyle, że zawsze, ale to zawsze wolałam być od początku jak najlepsza dla niego, a przytrafiła mi się nieszczęśliwie osoba aż tak niewłaściwa. I sama tylko na tym ucierpiałam, całą sobą, jak tylko mogłam. Pomijając już to fizyczne skalanie, to na swoim wnętrzu właśnie, przede wszystkim. No i co? A trzeba żyć dalej, mało tego jeszcze, żyć dobrze. Więc będę.
Już w ogóle, że siostra jest mądrzejsza ode mnie, a mówi że to nie we mnie problem tylko trafiłam na złą osobę, to jak najbardziej ma rację. Tak po prostu. Nic tu więcej do dodania.

Też pomaga

Słucham sobie teraz
No tak, położyłam się nawet przed dziewiątą i zasnęłam. Ale ocknęłam się znowu i nie mogę spać. 

niedziela, 25 marca 2018

NIE JEST

Te właśnie dwie piosenki, Wasting My Young Years i Strong, pomagają mi teraz. Bardzo. Właśnie te dwie. Poza tym umieram.
Postaram się dzisiaj położyć wcześniej i wyspać zdrowo.

Popłakane, pożałowane,

Co ja wyprawiam ze swoim życiem?
Zaraz, co. Jest dobrze. Jest?
Why should I blame him that he filled my days with misery

Posucha, posucha trzepie mocno... Gorąco

Obsesja już z tym seksem? czy co? Hormony czy już głębsza jakaś nimfomania? albo gorsza jakaś desperacja no ja nie wiem...
A nie oddasz się byle komu. A on nie chce. N-I-E. A ascetyzm jakoś trudno w sobie kultywować. Ech, nieszczęsne życie. Ech, ja nieużyta.
Nie. Muszę czuć się wolna. Nie należę do nikogo, czekam, czas jeszcze nadejdzie. Cierpliwości kochana... cierpliwości. Słodkiej.

sobota, 24 marca 2018

Życzonko. Aka wordiness, unikaj jej

Chcę być taka, jak ta dziewczyna w teledysku Big Jet Plane. Obojętność popłaca, w ten artystycznie ekspresywny sposób właśnie.
Albo jak Hanna Reid w Rooting for You. Siła, zakorzeniony w głębi samej duszy spokój. I piękno.

Promenadą ku samodoskonaleniu

To chore. Że ja tak ciągle myślę o nim. Nie mówię, że gdzieś tam jeszcze przekminiać to co się stanęło, ale żeby tak overthinking? Jakie to podobne do mnie, heeee. Już, już momentami wychodzi, myślisz sobie: najważniejsze, jak się rzeczy skończą, teraz to tylko proces, a potem przychodzi co do czego i w nocy śnią mi się same pojebane koszmary. Już nawet nie jakieś apokalipsy, jakie to wydawały mi się najgorszymi snami, a właśnie to, że coś o nim i że ja się dalej masakrycznie przejmuję. Ejj, brrrr.
Pogadałam z nim nawet naprawdę, w czwartek po zajęciach. Czy to coś pomogło? No może tyle, że nie będzie między nami dalej takiego kwasu, jak on to ujął. Ale oczywiście realistycznie nie wyobrażam sobie, że kiedykolwiek wrócimy do siebie, choć właśnie najgorzej, że gdzieś mnie tam jeszcze za tym skręca. Może to tak jak z dragą jakąś wyjątkowo paskudną. Że na odwyku po prostu tak człowieka poniewiera i trudno doprawdy się posługiwać rozsądkiem. Ale dać wszystkiemu trochę czasu, i on dojdzie w końcu do głosu, a zacząć się go karnie słuchać, to człowiek sam po prostu na przyszłość będzie sobie wdzięczny.
Tymczasem mnie zmożyło wcześnie jakoś, koło dziesiątej, za to obudziłam się potem po północy, wzięłam sobie do jedzenia banana i jogurcik i oglądałam jutuby do trzeciej w nocy. Potem właśnie, jak zasnęłam znowu tak niespokojnie i niezdrowo w ogóle, ocknęłam się dopiero po dziewiątej rano po tych koszmarach, ale czułam się tak jakoś śmiertelnie okropnie, że powstałam z tego niemożebnego barłogu dopiero grubo po pierwszej. Boże, serio powiedziałam już sobie, no ogarnij się w końcu idiotko, ileż to wszystko można rozpamiętywać? No.
Eeee no mam za swoje, to teraz się będę męczyć. Ale wszystko przecież zależy od nastawienia... Będę podchodzić, że jestem silna i ze wszystkich błędów potrafię wyciągnąć konstruktywne wnioski, no to będę się w końcu stawać coraz lepsza. Skoro regresu już raczej nie będzie, he he. Głupsza już znaczy nie będę. Tylko lepiej będzie, prawda? Zwłaszcza, jak się nad tym pracuje x

środa, 21 marca 2018

I have decided to leave you forever, I have decided to start things from here

Cudownie! Słyszałam sobie Ode to My Family w tramwaju, teraz jak wracałam z zajęć. A na zewnątrz jakże krzepiąco przyświecało słoneczko, mimo że wiatr i tak mrożący napiździał.
Wracałam sobie znowu z Adke. Śmiesznie, sama się tak nazwała jak pisałyśmy. Chce mnie zaprosić do siebie na ploty. Bardzo poważne, bo jak wiadomo, jest w życiu na co narzekać. Albo chociaż porozpieszczać się razem niezdrowymi kaloriami tak później, późnym popołudniem albo wręcz wieczorkiem. Fajnie, ona jest taka otwarta i z czystym serduszkiem, a pewnie, że sobie się z nią spotkam. Jak już mówiłam, otwarcie się moje w dużej mierze dzięki niemu zaprocentowało mi chociaż na teraz i w dobrym kierunku się ogarniam dalej. Tak właśnie.
Za bardzo jeszcze dzwoni mi gdzieś tam z tyłu tej tępej głowy, żeby odrzeć się kompletnie z dumy i pokornie, jak nic nie warta płaksa próbować pogadać jeszcze z nim, próbować coś "naprawiać". Znaczy, to na pewno byłoby najlepsze (tylko że on oczywiście nie chce), zamiast zaprzepaszczać zaraz wszystko - to raz, a dwa - że i tak sam chciał niby "powyjaśniać ze mną wszystko na spokojnie" jakoś wkrótce po tym, jak dał mi jasno do zrozumienia, że "odrzuca go" ode mnie, "oczy mu to otworzyło" jak ja tak "strzeliłam focha" (wtedy niby, jak już zaczęłam bóldupić że nie jest między nami, jak być powinno, czy raczej jak ja chyba sama bym chciała). I czy jemu całkiem tak o to chodzi, że absolutnie koniec między nami? Tak, że całkiem. Ja p ie r d o l e. Za gęsto może już tu przybiłam te cudzysłowia, ale że to niby cytując z niego. Chociaż czy ja powinnam rozpamiętywać te jego słowa, po tym jak się okazują łajna warte? Bynajmniej...
Bo przecież on "sam tak myślał", wtedy. I co? I po prostu zmienił zdanie, co nie? Chuja, chuja warte to wszystko. Mój to jedynie problem, że nakręciłam się już tak i nabudowałam sama w sobie oczekiwań, którym on, ku okropnemu rozczarowaniu mojemu, nie sprostał. I miał widoczine nie sprostać, mogłam się tego domyśleć już wcześniej, zamiast oszukiwać jakoś w sobie tę intuicję.
Bo to było nawet tak, że ja się dziwiłam momentami, czemu tak szybko się chcę angażować i ponaglać też z tymi sprawami, skoro przecież jeszcze go nie kocham, albo nawet wcale nie będę (w ogóle wypisuję teraz w większości to, z czego i tak sie już wyżaliłam już siostrzyczce, i - dobrze). Ale póki on jeszcze sprawiał wrażenie, ze chce być ze mną, niestety sama zaczęłam się do tego przekonywać. Co się okazało tym większym błędem, im bardziej on zaczynał się wycofywać, aż w końcu zjebał całkiem. Tak właśnie zrobił.
Więc co? Nigdy więcej.
Gdybym tylko potrafiła odkochać się teraz w nim tak na "pstryk" i o, już. Tymczasem nie dość, że jestem zbyt cholernie sentymentalna (co niczego nie ułatwia w życiu), to jeszcze najlepszym wyjściem z tego byłoby po prostu zesłanie mi z nieba kogoś lepszego. Bo ja na kogo bym teraz nie spojrzała, to tylko nie, nie, bo to nie on przecież.
Czy to nie tak musi być, jak z jakąś piosenką, która wejdzie mi strasznie-strasznie i już sobie nie wyobrażam, że kiedykolwiek przestanie mi się podobać, do czasu, gdy coś innego wejdzie mi na jej miejsce? Jak wtedy dopiero przestaję czuć to, co czułam wówczas do tamtej. Tak powinno być i teraz. A dopóki nawet nikt nowy, lepszy się dla mnie nie pojawi, powinnam po prostu dać sobie spokój z nim.
I tyle, no. CZY CIĄGLE TA GŁUPOTA MOJA MI W TYM PRZESZKADZA?? czy co he???

wtorek, 20 marca 2018

W takim tempie to chyba jutro, kurrrła

Wszystko wszystkim, ulubioną moją piosenką Żurawinek jest Daffodil Lament. Chyba że Dreams, co długo były moją ulubioną ever. Ale patrząc jeszcze teraz na tekst tej pierwszej właśnie, to -- och.
No i kupiłam sobie dzisiaj najnowszą Jeżycjadę znowu, Pani Małgosiu dziękuję, ależ to będą dobre czasy. Znowu. Walić głupie błędy, duma nie pozwoli mi ich powtórzyć. Tak. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej, tego się trzymam. <dumaduma>, właśnie. Głowa do góry, shakin' shakin', odrzuć te swoje karminowe pukle do tyłu, i alleluja po złotym dywanie do przodu. Czy jakoś tak.
Dobra, to jeszcze to napiszę, muszę to napisać żeby zacząć w to wierzyć na dobre a nie ciągle zaprzątać sobie jeszcze głowę, myśli całe i serce w ogóle tym idiotą, tym, tym, skończonym no, bo otóż ja znajdę jeszcze tę właściwą osobę. Tak będzie. Szirli,, slyszy mie? spotkasz w końcu tego jedynego!!@ tylko być cierpliwa

poniedziałek, 19 marca 2018

I tyleż w temacie

Jakkolwiek, i kiedykolwiek, czarnowidziesjko i ogólnie chujowo bym się nie czuła, jak np dzisiaj, to będzie tylko lepiej. Z czasem staje się tylko lepiej.
Aha! I jeszcze coś:

niedziela, 18 marca 2018

Empowered, Beautiful and Proud, powiedziała Valeria

Jestem Hope 3

Może jest już cieplej, bo puszczają z lekka te śniegi. A sople, topniejąc, walą mi o parapet.
Słucham sobie znowu Grace VanderWaal. Co za kochane stworzonko. Mądre jakie. W ogóle nie to, co taka ja, kurden-

sobota, 17 marca 2018

Jestem Hope 2

Nawet zważywszy, jak ten dzisiejszy dzień mi się sypnął, jak komprominująco zryczałam się jak ostatnia miągwa, wyszedłszy na miasto. Taa, 17 marca, koniczynki i Irlandia, a tu i tak podły mróz, glacjał i wszystko w śniegu. No, przynajmniej na tę spuchniętą mordę może mi ten ziąb dobrze podziałał, niwelując jej groteskowo i tak tylko pogrubioną tragiczność.
Tak, bo tak już sobie właśnie pomyślałam, może człowiek jest jednak gdzieś z góry przeklęty, choćby nie wiem jak się starał wbrew wszelkiej chujni jakoś ogarniać i nie być taką spierdoliną społeczną. I tak, tak, mówię w tym wypadku o sobie, miałam już się nie żalić, ale oczywiście sklecałam sobie w myśli te lamenty, tłukąc się dzisiaj tramwajem tudzież na piechotę w ten mróz. A za parę dni wiosna, "wiosna" kurde, no w moim sercu na pewno nie, i na zewnątrz z resztą też nie najspecjalniej.
O czym to ja? - aa - aha - jak to tak wszystko sukcesywnie można sobie rujnować po drodze, tym bardziej nawet, im stara się wprost przeciwnie, czyli jak tylko najlepiej. Ale i tak ludzie mogą cię po prostu nie lubić i nie traktować w ogóle serio, chłopak w którym się zakochasz cię zostawi (czemu się dziwić), dziewczyny na mieszkaniu mogą też mieć dosyć takiej spierdolonej współlokatorki (no i czemu się dziwić), miasto, w którym już się zajebiście odnajdywałaś, zaczyna zasnuwać się dla ciebie czarnym obłokiem beznadziei. No, beznadzieja.
A ja i tak postanowiłam sobie, że jebać, trudno; będę silna, przeczekam dam radę czy nie wiem co, ale tak właśnie, no dam radę. Będę się tego trzymać, że: uczyć się - chodzić na uczelnię - doceniać tam fajne osoby - uczyć się, zdać wszystko ładnie, zrobić te studia.
NIE ŁAMAĆ SIĘ?
Swoją drogą, jakie to najzwyczajniej w świecie okrutne i potworne po prostu, dawać tak zasmakować czegoś, czego i tak się nie ma dostać w życiu. O wzajemnej i spełnionej miłości tu mówię, szczęściu takim permanentnym i sukcesowości w ogóle. Nie mając złudzeń, że jest to nieosiągalne, chociaż się można przyzwyczaić, przyzwyczajenie przecież jakie może być wygodne. Stabilne, nawet jeśli chujowe. A tymczasem już się czuje, jakby się weszło do tego lepszego świata, już takie wziuum łał jednak można, jednak się marzenia spełniają czy coś tam, a potem takie JEBS hahaha od losu, no i co ty myślałaś szmato hehe. Tak, właśnie!!
Srogo się powinno karać za taką głupotę przeklętą, jak moja. Wait, to może dlatego los właśnie tak mnie karze?
Super, pewnie! No bardzo to sprawiedliwe.

Jestem Hope

Ależ daję radę. Tylko spójrz

piątek, 16 marca 2018

I used to live alone before I knew ya

Może tam na górze jest Bóg
Alegorią moich bieżących perypetii stał mi się jakiś gimb, który wczoraj jadąc sobie z ziomkami tramwajem, a nagle takie sruu i jak tramwajem nie zarzuciło, no a on stał bo tamci siedzieli, i ja też siedziałam i widziałam to akurat, mianowicie jak tak szarpnęło to on wtedy takie
- łooo kurwa
Co mi się niesamowicie spodobało, oczywiście nie roześmiałam się wtedy szczerze tak jak mnie się zachciało, (nie jestem w końcu nienormalna jakaś) tylko sobie tak pomyślałam że, a właśnie. W punkt!!
Finding taa Jeff był ze mną już od zawsze od maja 2015 pamiętam, od zawsze

Czuję się chora

Any more? huh?

wtorek, 13 marca 2018

też się utop w głębokim słonym morzu co?

Nie było mi dzisiaj już nawet smutno. Trochę, momentami. Nie patrzałam wcale na niego ani nie zazdrościłam, jak gadał z innymi lachonami. Nie dawałam się dławić próżnej zachłanności, aby tak obejrzał się na mnie, aby na mnie patrzał, żeby to on zaczął i był tym ciągnącym wektorem. Wysoki sąd orzekł, taki chuj. Koniec posiedzenia, bez odbioru. Teraz śpiewaj, Joan. 
Nie-w-a-r-t-o.

Wy j

piątek, 9 marca 2018

Enjoy the drama

Nie jesteś w tym sama!
W ogóle wtedy, jak taka przyjebana nieco stałam na przystanku i coś nie ogarnęłam i cofnęłam się tak o krok, a tam ziomek przebiegał z tyłu, no i żebym nie wpadła na niego, to on mnie tylko tak przelotnie złapał za ramiona, "przepraszam" usłyszałam, i poleciał dalej. Jakie to wymowne, co nie? Wpaść na siebie - przeprosić - i samemu dalej. A tak mi się tylko skojarzyło.
W odróżnieniu do tych kilku teraz, ta piosenka mi się nie kojarzy jeszcze z tym smutnym jak pizda stanem ducha:
Jako że to było trochę przedtem. A na uczelni jakie ja wsparcię czuję, tak samoistnie, nie że ktoś mnie musi specjalnie coś. No po prstu lepiej mnie tam być niż nie być, dżiz no nie wyobrażam sobie. Wczoraj poszłam z Natalką razem podbić sobie legitkę, a potem jak wracałyśmy to spotkałyśmy Bartka. No który już raz pomyślałam sobie, jaki ten człowiek jest nieprzeciętnie fajny. Jak tak ostatnio na niemcu gadał z Agniesią, że go ta baba z liceum, od angielskiego chyba coś tam się śmiała że co on chce na anglistyke czy coś? A on to tera by jej mógł takie "i co, nie mówiłem", z tym że jak on to jeszcze demonstrował to aż normalnie chwilowo mi się raptownie humor poprawiał, mimo że to było dopiero co na tym ostatnim niemieckim. Ale wczoraj też poczułam współczujące serduszko ze strony Agatki, która to też dostała kosza, i to w dzień kobiet jeszcze. No, tośmy się chociaż od razu zrozumiały, a że "facetami nie warto się przejmować" to mnie ona nawet nie musiała przekonywać.
Przynajmniej dobrze zrobiło mi obejrzenie sobie tego nowego odcinka Twarzy, a tam ten Krzysiu taki złoty ziomeczek, aż od razu go polubiłam i lepiej się jakoś poczułam nawet, i w ogóle zaczęłam myśleć że jak ma być nowo, to będzie co nowe i może najlepiej to wypierdolę gdzieś do Warszawy na tę magisterkę, ciul wie czy lepiej tak szukać szczęścia albo może jednak machnę już na tę całą chujozę ręką i po prostu będzie co będzie, a nie że to ja coś sobie wyobrażam i tak potem forsuję, NEVERMORE.
Przebrzydłe to może z mojej strony, ale przynajmniej jak on starając się wcale nie patrzeć na mnie jednak zerkał tak żebym niby nie zauważyła, a parę razy jednak zauważyłam, i ogólnie też sprawiał wrażenie jakby go tam żal trochę gryzł czy coś, to czułam jakby się lepiej wtedy od tego. Tak, właśnie widząc że jakby jednak jemu też coś trochę przez to było gorzej. Mimo, że oczywiście nie powinno mnie to najmniejszego chuja już obchodzić i oczywista nie obchodzi, jednak gdzieś tam tak, no właśnie.
Najgłupsze jest jeszcze chwilami, jak się łapię na tym że gdzieś tam męczy mnie to wciąż straszliwie i spija coś tak, że oddechu aż głębszego nie mogę czerpnąć (stąd też się pewnie na wczorajszym wuefie tak przebolałam, i myśląc niestety i tak tylko o jednym, i jeszcze czując się taka konająca koszmarnie). O apetycie już w ogóle nie mówiąc, bo to dalej chyba do tego jakoś wracam żeby normalnie jeść pomimo tej upierdliwej tępoty na żołądku i trzewia mi ścinającej upiornie.
Hahah nie no, już przesadzam ależ oczywiście że przecież już mi przechodzi. Czym ja się będę przejmować, no.
Tym bardziej, skoro dopiero ma mi się trafić ten mój mężczyzna i najwidoczniej to po prostu los mnie do tej pory wyruchał (bardzo śmieszne, tak) no, to jak się ma nie zrobić lżej na serduszku? Jak się też łapię na jakiejkolwiek głupiej nadziei, że ee to przecież tak ten nooo tylko tego czy coś, a przecież że otóż nie! I mordowanie tej głupoty jakoś musi się odbić na życiu.

środa, 7 marca 2018

Głowa do góry, tragedia się nie stała

No i ciężko mi teraz na sercu. Fizycznie, aż mdli mnie w brzuchu, ściska za gardło i pali takim gorzkim żalem. Że tak to górnolotnie ujmę, choć przecież tak wstrętną banalnością to teraz zalatuje - no bo co, miałam chłopaka, zerwaliśmy, bo to nie było to, ale przez to nie jestem już dziewicą i mam póki co złamane serce, i teraz trudniej będzie zaufać tak znowu komuś, bla bla bla. Że też mi się też to wydawało tak głupio oklepane, że coś takiego się dzieje, a teraz przytrafiło się mi właśnie. I co z tego, że do tej pory byłam taka ostrożna, że w sumie to całe teraz to było po prostu nierozsądne i pozostawi ten właśnie żal mdlący. Na jakiś czas przynajmniej, bo mam nadzieję, a nawet pewność no bo wiem że tak będzie, że z czasem to po prostu mi przejdzie. Bo to też kolejna, najzwyklejsza kolej rzeczy, choćby mnie kiedyś jeszcze odstręczała tą swoją prozaicznością.
Czy to właśnie nie jest mój problem, i dlatego się teraz tak podle czuję, nawet nie że nam nie wyszło - skoro tak miało być, że nie będę musiała być z kimś kogo nie kocham - no to w sumie nawet lepiej, że niestety jestem już "napoczęta" - ale co z tego, skoro ludzie robią gorsze rzeczy, z dziećmi można skończyć, rozwodami, zdradami i innymi. W dodatku to nie jest nawet tak, że on mnie wykorzystał czy coś, dobrze wiem przecież, że w ogóle wtedy nie miał złych intencji. Przecież gdybym nie zauważyła w nim tego dobrego serduszka i nie poczuła, że w ogóle jest taki fajny i w gruncie rzeczy porządny - czyli dokładnie ktoś taki, kogo bym potrzebowała (idealizowanie go już swoją drogą, bo to był błąd, którego nie powinnam już za nic powtarzać), to przecież w ogóle bym się w to nie mieszała.
Najgorzej, jak tak próbuję jakby zrozumieć to z jego strony, to faktycznie widzę że no, beznadzieja. Że wyszło tak, że człowiek się niby próbował przekonać, ale nie wiedział w co się pakuje, a jak sprawy zaszły już w sumie daleko, bo naprawdę byliśmy już ze sobą blisko, to się wtedy czuje, że to jest kompletnie nie to. I można wtedy żałować, że no czemu to nie mogło się potoczyć cały czas tak fajnie, jak było na początku. No i ja teraz też zmuszona już jestem przyjąć do wiadomości, że nie trzeba mu się było narzucać, jeśli on sam nie wie, czego chce. I teraz i on woli być beze mnie, i ja nie mogę się już dłużej, no w sumie - oszukiwać, że to on powinien być tym jedynym dla mnie. Bo nie powinien. Czy wyobrażam sobie, że to tylko chwilowy kryzys i "wrócimy do siebie"? Nie, bo to koniec. I albo on i tak niedługo zrezygnuje i nie będziemy się już widywać na uczelni, albo nawet jak niestety będziemy się tam chcąc nie chcąc mijać, to i tak wraz z końcem tego studiowania i tak się nasze drogi rozejdą, i mało tego, w ogóle się kontakt urwie.
Mi tylko żeby nie było tak okropnie smutno, jak nie powinno. No trochę rozsądku. Nie porzucę teraz ani kochanego miasta, mieszkania w nim, ani studiów, tylko dlatego że miałyby mi się kojarzyć tak przykro. No przecież nie powinny! Dalej jest super, z tym tylko wyjątkiem jednego błędu. Proszę się wziąć w garść i bagatelizować te czucie się jak gówno, bo to i tak przejdzie z czasem. PRZEJDZIE.
I powiem ci coś, powiem ci jak dokładnie będzie: dokończysz sobie te studia, doceniając, że i tak masz na nich zajebiste towarzystwo, doceniaj obecność tych wszystkich kochanych osób, a na niego po prostu nie musisz zwracać kompletnie uwagi, nie że jakaś wrogość, ale po prostu: nic, i tyle. A jak będzie ci się jeszcze chciało płakać, to ależ płacz sobie, tak jest lepiej dać upust temu żalu nad swoją głupotą i omylnością, to naturalna reakcja wobec tych nerwów, no po prostu jesteś wrażliwa i ojejku. Ale silna! I po skończeniu studiów, nawet jakbyś miała zostać we Wrocku i tam nie wiem nawet go spotkała czasem czy coś, to ależ nic to przecież nie znaczy. Będziesz i tak miała szczęśliwe, udane życie, choćbyś teraz nawet w to nie wierzyła. Możesz jeszcze poznać przecież tylu ludzi, może ci się trafić ktoś taki o, dopiero super, że aż nie będziesz mogła uwierzyć i porównawszy to do tej śmiesznej, młodzieńczej głupoty, poczujesz, że naprawdę się wtedy zakochałaś. Ale pod jednym tylko warunkiem: że to ktoś się też stara o ciebie i starać się nie przestanie, nie, że mu się nagle odwidzi. Dopiero, jak nawzajem wam będzie na sobie tak bardzo zależeć, to wyjdzie w końcu to, co nie udało się tym razem. No i nic straconego! Głowa do góry, dziewczyno!!
Serio, nie czuj się tak okropnie, bo szkoda zdrowia. Po prostu traktuj dalej swoje studiowanie tak, jakby nic nie zaburzyło tego, jak fajnie czułaś się pośród nich wszystkich do tej pory. Wtedy dalej po prostu będziesz się cieszyć, że masz takie szczęście właśnie - miasto, mieszkanko, uczelnia, osoby na niej. A poważny związek i trwała w końcu miłość? No i co, najwyraźniej jeszcze nie czas. Nawet, jak ty poczułaś, że już byłabyś gotowa, to pamiętaj, że tamta osoba też musi. I tyle!
No ale się rozpisałam znowu, matko, najwyraźniej to świadczy, że po prostu muszę dać upust tej zgryzocie nieszczęsnej, która niestety musi mnie teraz trochę potrawić. Dobrze, dobrze. Przynajmniej nie mam za łatwo w życiu. Trzeba się trochę postarać, żeby się chciało dalej i chodzić na zajęcia i uczyć się, być ogarniętą i skupiać się na czym trzeba, aha no i przede wszystkim doceniać to całe towarzystwo i jakoś wnosić coś do niego od siebie, być jego częścią. Chociaż na tyle się zdało, że dzięki niemu też bardziej zaczęłam serio przestawać chcieć być sama, jak do tej pory. Ogólnie za długo taka byłam, teraz to wiem. Że od razu wpakowałam się w taki krótkotrwały "związek", który się szybko wniwecz obrócił, to nic, przynajmniej teraz już serio czuję, że ja potrzebuję innych. Trudno, skoro nie mam tego "jego", to bez tej relacji mogę mieć na razie przecież różne inne - fajne koleżanki, kolegów też fajnych (nawet jeśli wspólnych z nim, phii no i niby co?). Tak, jak zanim byłam z nim i po prostu liczyłam, że trafi mi się kiedyś ktoś właściwy - widocznie serio muszę jeszcze poczekać i to będzie tam, kiedyś, kiedyś. Przynajmniej ucząc się na błędach, nawet jeśli bardzo ich starałam się kiedyś unikać, no jak ognia, a i tak wyszło jak wyszło, meh.
A właśnie, co to za gadanie tak sama do siebie, no bo kto oprócz mnie by tu trafił w ten gąszcz moich tych, no, tutaj? Niezdrowy ten introwertyzm. Przynajmniej nie do tego stopnia, nie, jak chcę się w końcu ogarnąć i faktycznie umożliwić to, żeby ktoś mnie mógł pokochać, a nie, że mu by się tylko wydawało. No chyba kurwa nie. Tyle po tym wszystkim powiem.
A zadzwonię sobie wieczorem może do siostrzyczki. Jedna jeszcze osóbka, która przychodzi mi na myśl, z którą mogłabym teraz jakoś bardziej pogadać. Nie będę przesadzać, oczywiście, tego jednego się muszę oduczyć, ale na pewno dobrze mi zrobi, jeśli jej się wygadam. Nie potrzebuję już w ogóle niczego od tego Marcina, ani gadać z nim ani w ogóle niczego. Z dziewczynami na uczelni mogę chociaż powierzchownie też sobie pogadać, też zawsze coś. I nie ma co przejmować się drobiazgami! Warto zawsze być silną, i - sobą. I chuja mi będzie więcej zależało, żeby tak nagimnastykować się dla kogoś i forsować coś, co i tak podskórnie czułam od początku że właściwie dlaczego w ogóle się dzieje? No? Niewłaściwe decyzje i tyle. I zamiast tak smutać niepotrzebnie, wyciągnę z tego wnioski i tyle. I dobrze będzie i dam radę, jak zwykle!

wtorek, 6 marca 2018

Off with his head

Ech. Szkoda gadać. 
Nawet już układałam sobie w głowie, ile już i co ponawypisuję, jak tylko wrócę z tego w pizdę deszczowego (też filmowo dramatyczna aura się napatoczyła, jak na ironię, no bardzo śmieszne) tu, do domciu. Tu mi dobrze. Bez niego też. Tak! I nawet teraz czuję ulgę. 
Powinno mi być przykro. Było. Ale wypłakałam się już ze wszystkiego na zdrowie. I chuj z nim. 
Zła to mogę być na siebie, że źle wybrałam, wiedziałam przecież od początku, że jest takie ryzyko, a jednak jakoś sama się przekonywałam. A przecież zasługuję, żeby ktoś mnie tak kochał, jak ja jego, to się nazywa ze wzajemnością, a nie, że kurwa komuś to przeszkadza! 
Nie, wcale nie jestem zła. Mogłabym te durne wpisy pousuwać teraz, ale chuj w sumie z nimi, po prostu mogą sobie zostać jako przypominajka mojej głupoty. A, i z nim chuj też. Nie, żeby było mi szkoda! Nie ma czego. 
Ach, wait, jest. Nigdy nie chciałam do tej pory, żeby tak było, a tu - jednak się stało. Ale nie przez takie rzeczy przecież idzie przejść, pff. Wierzyłam po prostu, całkiem głupio (no coś nowego), że dziewictwem swoim to obdaruję kogoś, kto na to zasługuje, i nawet jak to będzie przed ślubem, czego się niby nie powinno, to zapewne i tak będzie to ten, z którym potem i tak ślub wezmę. 
A otóż nie!
Czy to nawet jest tragedia, skoro już się stało? Nie. Najwyżej, jak mi się w końcu trafi słusznie (o ile kiedykolwiek w swej głupocie będę to potrafiła rozpoznać), nie obdaruję kogoś swoim dziewictwem, ale i tak czymś co jest najcenniejszym - czyli całą sobą tylko dla niego. No i co, że już miał mnie kiedyś jeden, skoro to okazało się najzwyczajniej pomyłką. I, choć na świeżo teraz to i tak z bólem w ogóle tę myśl dopuszczam, to nie z prawdziwej miłości. 
Tyle, że ja bym już i chciała, i potrafiła. On widocznie nie. 
No i co, zostanie mi kilka niewykorzystanych gumek, ojejku, najwyżej je wypierdolę po pewnym czasie. Nic straconego. Co z tego, że za moją kasę, jak i parę tam innych losowych rzeczy, no było bardzo obiecująco, ale skoro i tak chuj miał wszystko strzelić...
Że niby co, że chcąc-nie-chcąc po prostu mogę się teraz uważać za bardziej doświadczoną, chociaż dopiero co nie tak dawno tak strasznie nie chciałam, żeby tak się rzeczy potoczyły? A jednak obawiałam się tego od początku?
Że też dopiero to widzę. Słuchać się siebie następnym razem, ale nie tej przesłaniającej powierzchownie głupoty przeklętej, a siebie, siebie tak serio wewnątrz. Bo nie trzeba było w ogóle zaczynać nic, a tym bardziej nakręcać się na kogoś aż do tego stopnia, zwłaszcza jeśli u niego to poszło kurwa w przeciwnym kierunku, chuj-z-tym
Uff! Serio, że aż tak dobrze już sobie z tym radzę? No, pewnie i tak momentami mogę się jeszcze czuć jak gówno, tak jak dzisiaj właśnie, chwilami. A jednak biorę się w garść i to już coraz wprawniej, choćby nie wiem co. NAWET coś takiego. 
I ani studia, ani Wrocław nawet mi nie zbrzydł. No to by dopiero było głupie, powrót do tego niedojrzałego histeryzowania czy innego śmiesznego kurwa emo-użalania się nad sobą. Panie, nic z tych rzeczy. Dzieje się coś nie tak, jakbym chciała, w pizdu idą moje plany i zamarzenia, które sama już w sobie podsycałam, dostaję jeb z liścia kosę w tę nieszczęsną mordę no i co?? taki chuj! 
You think I'm just too serious, I think you're full of shit 
(dziękuję, Alecia)
Ja się więcej już nie będę łamać choćby nie wiem co, niczego nie ma co by ostatecznie mnie złamało, skoro nic jeszcze nie zdołało do tej pory. A to wiedzieć można tylko wtedy, jak do takiego serio złamania się miało blisko, co nie? 
To ja sobie teraz wrócę oglądać Jess Jones, <3, zapomnę sobie dumnie o tym zupełnie niedojrzałym... nim (bez inwektywów, kulturka, nie po to pracuję nad sobą żeby potem kurwa coś i dać się ponieść czy coś, no), i nie będzie mi brakować ani całowania, ani ruchania, ani czegokolwiek związanego z facetem, którego kurwa nie mam i nie będzie mi brakować. Bo jestem silna no i starczam sama sobie, coraz lepiej. Co nie znaczy, że tak na stałe, bo przecież tak nie chcę. A nawet jeśli, no pfff bo to pierwszy raz, że coś by się nie chciało a choćby nie wiem co i tak się dzieje inaczej?? 
Najwyżej! 

czwartek, 1 marca 2018

Dałbyże tych ust całych a nie tak kątem jak na "a pierdol się

Znowu Placebo? Nawet nie patrzałam teraz na ten post poniżej. Ale, no tak. Placebo.
A ta piosenka szczególnie, jak jest mi źle na serduszku. Czy ja mam powód, żeby było mi źle?
A no nie. Może poza jednym, że nie wiem w sumie czemu ale kocham, kocham strasznie tego takiego jednego który kurwa nie wiem w końcu czy na to zasługuje, a nawet jeśli, czy nie powinnam dla własnego dobra odkochać się w nim i w ogóle szczęśliwością losu być tak kochana przez kogoś bardziej niż ja sama to robię. Tak. Właśnie .
Nie kurwa, nie jestem ani zła ani nie wymyślam sobie z dupy nic ani mi jeszcze nie odbiło ani nigdy mi w ogóle nie odbija, przecież. Po prostu ja bardzo go kocham , kropka, a on co?